„Intymne pejzaże” Benedykta Kroplewskiego

Artysta do swoich widzów przemawia językiem prostym, bez specjalnego zadęcia, ale ładnym, podobającym się, wzbudzającym zainteresowanie i otwierającym możliwość wszelkiej interpretacji.  Jednak „Intymne pejzaże” Kroplewskiego, trochę balansują na cienkiej linie między profesjonalizmem podpartym dobrym rysunkiem, wyczuciem formy, bardzo ciekawą paletą kolorów i wielowątkową narracją znaczeniową, a świadomie wykorzystywaną sztuką naiwną.


Mam wrażenie, że artysta często cofa się do dawnej renesansowej estetyki i korzysta z „chłopskiego” malarstwa Bruegla, pełnego wiejskich postaci z ich codziennym obrządkiem. Mocno jednak zaznacza miejsce zdarzenia, które w większości przypadków umiejscawia w delcie dużej rzeki nad morzem. To Żuławy, ze swoim charakterystycznym budownictwem, kulturą i swoistym niderlandzkim duchem trwania. Miejscem życia Prusów, Słowian czy później holenderskich Menonitów. Artysta, zapewne pozostawia również sprawę geograficznej przynależności „Intymnych pejzaży” swobodnej ocenie, bo to również i ona przynależy do tej sztuki. Interpretacja malarstwa Benedykta  Kroplewskiego pozostawia więc dużo przestrzeni dla dowolnej wykładni czy egzegezy. Jak zdążyłem się zorientować te interpretacje często znacznie różnią się od siebie. Podczas jego ostatniej prezentacji w elbląskiej galerii ZUM, udało się więc zapytać artystę o niewątpliwie interesujące malarstwo pełne wielu kontekstów, symboli i opowieści.

 

Benedykt Kroplewski

 

 

Benedykt Kroplewski, "Brama rozsypanych drobiazgów", olej, 2005

 

 

Benedykt Kroplewski: Urodziłem się w Malborku, na Żuławach Królewskich w delcie Wisły. Tutaj się wychowałem. Cały czas tkwi  we mnie klimat tej ziemi, tego charakterystycznego budownictwa, tych czerwonych cegieł Zamku Malborskiego. Ta holenderska i pruska architektura, te domy, wieże, bramy, kościoły, wrosły we mnie, tkwią głęboko i już się tego nie pozbędę. Wszyscy mnie pytają czy maluję zamek? Odpowiadam, że nie, bo wolę bramy, którymi otwieram inny świat. Tymi bramami otwieram się na wolność  i inne kultury. To nie są bramy tylko  geograficzne, a przede wszystkim religijne,  maluje również cerkwie, synagogi, kościoły, te budowle też mocno mnie inspirują. To świat tamtej rzeczywistości, którą dziś jeszcze można zobaczyć.


- W 1980 roku ukończył pan studia malarskie w gdańskiej PWSSP. W szkole następowała kolejna zmiana profesorska, jedni odchodzili, drudzy awansowali. Jaki to miało wpływ na wybór drogi artystycznej?
Benedykt Kroplewski: Miałem, trochę szczęścia, właśnie stara gwardia powoli przechodziła na emeryturę. Następowała zmiana pokoleniowa, wówczas przeszedłem na malarstwo do profesora Adama Harasa. On nauczył mnie nie bać się nowych przedsięwzięć i realizować najbardziej niedorzeczne pomysły. Nauczyłem się wtedy dość śmiało iść do przodu. Mieliśmy jeszcze w pamięci świeży przykład, co prawda nieżyjącego już profesora Potworowskiego, ale pamiętam, że to właśnie dla nowego myślenia i otwierania umysłów w szkole, jego legenda cały czas trwała. Studiowanie niosło, jak dzisiaj na to patrzę niezwykły i interesujący pierwiastek przygody. Te korekty u świetnych malarzy, to było coś co mocno budowało. Byliśmy przecież młodzi, a świeże umysły chłonęły wszystko.

 

Benedykt Kroplewski, "Łęcze 3", olej

 

 

 

Benedykt Kroplewski, "Requiem dla tęczy", olej, 2012

 

 

- Talent, wiedza, doświadczenia i obrazy dzieciństwa pokierowały w stronę pewnej kształtującej się estetyki, która ma dość wyrazisty charakter i solidne podstawy.
Benedykt Kroplewski: Dopracowałem się własnego stylu, mam swoje ulubione sposoby. Stosuję XVII wieczną technikę. Podkłady, tak jak kiedyś, tworzę temperą. Obraz tradycyjnie maluję farbami olejnymi. Później następuje polimeryzacja farby, która powoduje, że obraz jest tak kontrastowy i wyrazisty. Jest wiele różnych sposobów, również przy tworzeniu plakatów, którymi też się zajmuję. Tu przydały się wykłady u profesora Witolda Janowskiego, który nauczył mnie skrótu myślowego. Te umiejętności wykorzystuję zarówno przy tworzeniu obrazów jak i właśnie plakatów. Dzięki tej wiedzy mogłem poruszać się swobodnie. Wielokrotnie współpracowałem w Berlinie z nieżyjącym już Janem Lenicą, razem wystawialiśmy. Ta współpraca również przyniosła mi wiele satysfakcji i upewniła mnie  w moim artystycznym myśleniu.


- Klarowność i staranność kolorystyczna skrzętnie wykorzystywana dzięki tym różnym zabiegom formalnym stanowi również o dużej sile pana prac.
Benedykt Kroplewski: To wynik platońskiej zasady, że „piękno jest światłem prawdy”. Chodzi o dobroć w życiu człowieka, to piękno które otacza nas dookoła. Proszę spojrzeć… Czasami temat wymaga użycia skrajnych przekazów - również brzydoty, która też czasami stanowi o pięknie i jest ciekawa.

 

Benedykt Kroplewski, "Requiem dla tęczy", olej, 2012

 

 

 

Benedykt Kroplewski, "Zachód słońca, miniatura", olej

 

 

- W poszukiwaniach wyrazu znaczeniowego swojej sztuki sięga pan często do różnych nurtów wypowiedzi artystycznej.
Benedykt Kroplewski: Tak, rzeczywiście, na przykład korzystam ze sztuki naiwnej, która jest dla mnie prawdziwa i niesie ze sobą olbrzymią siłę wyrazu. W moim myśleniu o malarstwie stanowi ona wielkie dobro, które również wykorzystuję.


- Jak zauważyłem na początku ukończył pan studia w 1980 roku, zbliża się więc jubileusz 35-lecie pracy twórczej. 
Benedykt Kroplewski: Tak, ale maluje już 40 lat, też jubileusz. Zapowiada się duża wystawa w Malborku na przełomie października i listopada, zapewne tam pokażę moje inne możliwości. Tu w elbląskiej galerii Zum ograniczyłem się do pejzażu i mojego intymnego stosunku do niego.

Wystawa czynna będzie do końca lutego, a obejrzeć ją można  na Starym Mieście w Elblągu w Galerii Zum.

Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam