„Iwona księżniczka Burgunda”

Kim jest Iwona? Iwona to Ty, Ja, On, Ona czasem nawet Oni. Iwona jest jedną z nas. Należy również zadać pytanie kim była Iwona kiedy powstał dramat Witolda Gombrowicza w 1938 roku? Była Tobą, Mną, Nim, Nią, nic się nie zmieniło. Upływ czasu nie spowodował dezaktualizacji problemu, wręcz odwrotnie w każdym momencie dziejów możemy wskazać Iwonę, którą społeczność skazała na niebyt. Mam głębokie przekonanie, że wykluczenie, słowo klucz do wielu zjawisk społecznych zachodzących w przeszłości jak i współcześnie jest przedmiotem rozważań twórców przedstawienia „Iwona księżniczka Burgunda”, którego premiera odbyła się 10 maja 2024 r. w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.


Któż z nas nie doświadczył w życiu sytuacji, w której wyniku został wykluczony z towarzystwa, napiętnowany i wyśmiany? Na szczęście w większości uniknęliśmy rozwiązań ostatecznych, my tak, a ci którzy zapłacili najwyższą cenę za swoje przekonania, za swoją inność, a czasem po prostu za to, że znaleźli się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie, dokładnie tak jak Iwona.


W gdańskim przedstawieniu Iwona siedzi na widowni i prawie do końca nie wiadomo czy jest aktorką czy widzem. Powoduje to konsternację i dyskomfort, ponieważ atak na Iwonę prowadzony przez bohaterów sztuki: księcia, króla, królową i cały dwór jest skierowany bezpośrednio na widownię, bezpośrednio do poszczególnego widza, co w pewnym momencie wywołuje niepokój i niepewność. Czy aby na pewno zarzuty i obelgi kierowane w stronę Iwony nie dotyczą mnie? Czy nie powinienem być kimś innym, kimś kto pasuje do dworu? Czy przypadkiem nie mamy czegoś na sumieniu? Oddychamy z ulgą kiedy okazuje się, że Iwona to aktorka i zasiadła na widowni specjalnie. Poczucie bezpieczeństwa i komfortu powraca i z pełnym przyzwoleniem obserwujemy zabójstwo Iwony, już nas nie dotyczy, to nie my.





Tak w skrócie opowiedziałabym swoje wrażenia ze spektaklu „Iwona księżniczka Burgunda” w reżyserii Adama Orzechowskiego, ze scenografią, kostiumami i reżyserią światła przygotowaną przez Magdalenę Gajewską. Swoją drogą świetnym pomysłem dla podkreślenia królewskości jest szkarłatna kotara, zniszczona przez Iwonę w ostatniej scenie przedstawienia, symbolizująca upadek królestwa i konwenansów przez nie narzuconych. Rewelacyjnym zabiegiem inscenizacyjnym jest uczynienie z zespołu muzycznego jednego z bohaterów sztuki. Walenty czyli Jakub Klemensiewicz (saksofon barytonowy, sopranowy), Dominik Łukaszczyk (puzon), Jędrzej Szmelter (perkusja), Maksymilian Wilk (saksofon tenorowy), Filip Żółtowski (trąbka) odgrywa w tym przedstawieniu zasadniczą rolę: nadaje mu rytm, wskazuje na charakter bohaterów, nie pozwala ani na chwilę oderwać się od akcji. Wspaniała muzyka Marcina Nenko wykonywana przez zespół na żywo jest nieocenioną wartością tego przedstawienia. Dorównuje jej praca aktorów, którzy znakomicie zagrali swoje role, w szczególności na uwagę zasługuje Katarzyna Kaźmierczak w roli Królowej, Robert Ciszewski w roli Księcia Filipa (gratuluję poczucia rytmu) oraz Robert Ninkiewicz w roli Szambelana. Nie ustępują im Grzegorz Gzyl jako Król Ignacy, Agata Woźnicka jako Iza, Grzegorz Otrębski jako Cyryl, Piotr Chys jako Cyprian, Jakub Nowosiadek jako Innocenty i Magdalena Gorzelańczyk jako Iwona.


Na koniec chciałabym zwrócić uwagę na zabieg reżysera Adama Orzechowskiego zaangażowania widowni w przedstawienie. Zaczyna się ono i kończy na foyer teatru ogólną zabawą, w której pomimo tragedii, uczestniczą wszyscy. Skoro uczestniczymy to jesteśmy współwinni, ale co tam - show must go on!


Gratuluję i polecam.

Małgorzata Zalewska

fot. Natalia Kabanow

Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam