Dziki geniusz – Charles Mingus
Dziki geniusz – Charles Mingus
Stosunkowo niedawne zauroczenie muzyką Mingusa, mogę jedynie żałować, że tak późno, odkryło moje zainteresowanie poszukiwaniami nowych jazzowych brzmień. W krótkim czasie nabyłem co najmniej kilka ekscytujących płyt, które odsłoniły niewiarygodnego muzyka, być może, że już dziś lekko zapomnianego. Muzyczne eksperymenty artysty odsłoniły nowy powiew rozumienia fascynacji jazzem. Mingus stał się dla mnie takim samym asem jak: Davis, Coltrane czy Coleman.
Charles Mingus (22.04.1922. Nogales, Arizona – 5.01.1979. Curnavaca, Meksyk)
Jego dziadkowie urodzili się w Wielkiej Brytanii , pochodzili z rodzin chińsko-szwedzko-afro-amerykanów. Mingus co prawda urodził się w Arizonie jednak wychowywał się w Los Angeles. Był umiarkowanie zdolnym uczniem, szybko opanował grę na wielu instrumentach m. in. na : pianinie, puzonie, wiolonczeli i ostatecznie na kontrabasie, prędko zgłębił naukę harmonii. W 1941 roku grał w big-bandzie Louisa Armstronga, grał z Kidem Ory i Lionelem Hamptonem. Po występach w latach 50. z takimi tuzami jazzu jak : Charlie Parker, Miles Davies, Duke Ellington,Thelonius Monk, Dizzy Gillespie, Quinsy Jones, Stan Getz stał się wirtuozem kontrabasu. Zaliczony został do grona najlepszych przedstawicieli tego instrumentu na przestrzeni wszech czasów obok takich nazwisk jak: Oscar Pettiford, Jimmy Garrison, Paul Chambers, Charlie Haden, Ron Carter, Dave Holland, Gary Peacock, Richard Davies. Niezwykle skomplikowana osobowość Mingusa odsłoniła jego wrażliwość i skłonności do auto dramatyzacji, opisanej później w autobiografii „Beneath the underdog”.
Nowe brzmienie
Nowa era jazzu pojawiła się w latach 40. XX wieku. Trudna do zaakceptowania muzyka bebopu była zwiastunem nadchodzących zmian. Powoli nowy styl wkraczał do jazzowych klubów Nowego Jorku, kształtowało się nowe brzmienie pierwszego stylu modern jazzu. Brzmienie nowej muzyki było agresywne, przeważało szybkie nerwowe tempo. W pierwszych nagraniach nowego stylu wziął udział: Charlie Parker, Dizzy Gillespie, Dillon Russell, Max Roach i dziewiętnastoletni Miles Davis. Muzyków grających w nowej estetyce pojawiało się coraz więcej, a wśród nich Charlie Mingus, geniusz, którego nie miałem możliwości usłyszeć na żywo pomimo jego pobytu w 1972 roku na Jazz Jamboree w Warszawie, a jego nagrania nie trafiły do mnie chociaż pasjami słuchałem płyt. Dopiero stosunkowo niedawno odkryłem jego genialną muzykę. Nie przypominam sobie nawet abym usłyszał go w słuchanych cotygodniowych audycjach Willisa Conovera w „Radio Voice of America”. Siermiężne czasy komuny, dość skutecznie oddzielały nas od amerykańskiego jazzu.
Dziki i genialny
Dopiero dziś po 45. latach od jego śmierci odkrywam niebywałego muzyka jazzowego. Wielką indywidualność, dorównującą największym światowym gigantom jazzu. Przełomem w karierze Mingusa było spotkanie na swojej drodze Charlie Parkera, ta znajomość przywróciła mu wiarę na dalsze kontynuowanie jazzowej kariery. Mingus uważał Parkera za największego geniusza w historii jazzu, jednak był mocno zniesmaczony jego autodestrukcyjnym życiem ( był uzależniony od zażywania narkotyków). W 1953 roku artysta dołączył do zespołu Dizzy’ego Gillespi’ego, Buda Powella, Parkera i Roacha. Mingus uznawany był za jednego z najlepszych kontrabasistów hard bopu często sięgającym po estetykę free jazzu. Ideałem muzycznym do jego śmierci pozostał Duke Ellington, jednak jego życie nie pozbawione było wielu nieprzewidzianych sytuacji. Obdarzony był agresywnym temperamentem, często doprowadzając na scenie do skrajnych zachowań. Jego talent nie przeszkadzał mu w kierowaniu uwag niezadowolenia w kierunku głośnego zachowania publiczności. Często swoje zdenerwowanie wyładowywał na swoich kolegach tworzących skład zespołu. Podczas koncertu w przypływie furii potrafił zwolnić ze składu kilku z nich. Na znak protestu wobec publiczności był w stanie zniszczyć warty 20 tys. dol. kontrabas. W 1962 roku podczas pracy nad ścieżką dźwiękową nadchodzącego koncertu uderzył w twarz Jimmego Kneppera - puzonistę, jednego z najlepszych swoich muzyków. Był osobą nieobliczalną, choroba dawała się coraz bardziej we znaki, jednocześnie tworzył wyjątkowe arcydzieła. W 1971 roku Mingus został wyróżniony Stypendium Guggenheima oraz wprowadzony został do Galerii Sław Jazzu Down Beat.
Choroba i Koncerty
Życie Mingusa trwało zaledwie 56 lat, artystę dotknęła nieuleczalna choroba, zdiagnozowana jako zespół demencji, co w końcu doprowadziło do paraliżu. Talent kierował Mingusa w stronę wielu koncepcji swobodnej zespołowej improwizacji często rozgrywającej się w zmiennych, atonalnych tempach z wykorzystaniem wielu stylów muzyki jazzowej : dixlendu, gospel, bebopu czy free jazzu. Wielkim szokiem dla muzyka była w 1964 roku śmierć członka jego zespołu Erica Dolph’ego, po której ujawniły się jeszcze głębsze problemy psychiczne. Mimo tego artysta dalej koncertował. Tuż przed śmiercią w 1978 roku wykonał w nowojorskiej filharmonii pod kierunkiem Gunthera Schullera utwór ”Revelations”. Po śmierci powstał zespół „Mingus Dynasty” wykonujący utwory artysty i przedłużający jego legendę. Mingus zapisał się w historii jazzu jako muzyk przekraczający wszelkie granice kulturowe, podziały, uprzedzenia rasowe i społeczne. Był sam w sobie wielkim oryginałem sztuki, być może, że za życia słabo docenionym. Pozostawił po sobie wielką spuściznę muzyczną. Jego doczesne prochy rozsypane zostały w Indiach nad rzeką Ganges.
Dwie płyty
Ostatnio nabyłem kilka rewelacyjnych płyty Charlesa Mingusa, wśród nich dwie zaliczane do kanonu muzyki jazzowej: z 1959 roku „ Mingus AH UM” oraz „Tijuana Moods” z 1962. Te arcydzieła, nagrane na przełomie lat 50. i 60. XX wieku przez muzyka już z dużym doświadczeniem, a jednocześnie jeszcze stosunkowo młodego dopiero otwierającego wrota swego geniuszu, zapisały się na stałe w historii jazzu. Muzyka Mingusa wprowadza nowoczesne rozumienie brzmienia, zaskakuje pomysłami, łączy jazz poprzednich lat, z niespodziewanymi atonalnymi zmianami tempa. Mocno rozbudowany aranż, czasami przywodzi na myśl klimaty muzyczne big - bandu Duke`a Ellingtona. To płyty porównywane do najlepszych wydawnictw nie tylko tamtego okresu ale nawet do najlepszych płyt jazzowych wszech czasów. Wymienia się je obok takich wydawnictw jak : Dave Brubeck- „Time Out”, John Coltrane- „Giant Steps”, Miles Davis- „Kind of Blue” czy „ Shape of Jazz To Come”, Ornetta Colemana. Płyta „Mingus Ah Hm” do dziś wywołuje duże wrażenie, jest ponadczasowa i nadal świeża, słucha się jej z wypiekami i dreszczykiem , wydaje się, że wczoraj opuściła wytwórnie nagraniową. Wydana przed 65. laty nagrana została w składzie muzyków nienależących do grona gwiazd jazzu, ale to wybór leadera, który często korzystał z muzyków mało znanych, wybierał osobowości. Zachęcam do przeżycia tych ekscytujących chwil z muzyką Mingusa.
5. 06. 2024
Stanisław Seyfried
Bibliografia: Dionizy Piątkowski, Encyklopedia Muzyki Popularnej- Jazz. Oficyna wydawnicza Atena,wydanie IV. 2005; Andrzej Schmidt, Historia Jazzu, Wydawnictwo Polihymnia, 2009.; Joachim Ernst Berendt, Wszystko o Jazzie, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, 1969.