Boguchwała Bramińska – ostatnia gdyńska kolorystka

W ubiegłym tygodniu w wieku 97 lat zmarła Boguchwała Bramińska ostatnia gdyńska kolorystka.


Boguchwała Bramińska studiowała w sopockiej PWSSP (1947-1952). Była wychowanką prof. Juliusza Studnickiego. Przez wiele lat (1953-1972) pracowała na Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej w Katedrze Malarstwa, Rysunku i Rzeźby, jako asystentka najpierw prof. Adama Gerżabka, a później prof. Władysława Lama. Uczestniczyła w odbudowie Gdańska w zespole prof. Stanisława Teisseyre. Jej kolorystyczne malarstwo wywodziło się z wpływów profesorów : Studnickiego, Gerżabka, Wodyńskiego oraz krakowskiego niezwykle zdolnego artysty Stanisława Wójcika, z którym była zaprzyjaźniona. Przed laty, miałem okazję uczestniczyć w spotkaniach grupy malarzy wywodzących się z pierwszych roczników sopockiej szkoły plastycznej. Na jednym z takich spotkań zapisałem wspomnienia pani Bogusi dotyczące przełomu lat 40. i 50. Niezwykle ciekawego okresu rodzącej się sztuki w Sopocie. Oto zapis tych wspomnień.


Wielką postacią szkoły był profesor Artur Nacht-Samborski. Pamiętam, że nosił zawsze bardzo eleganckie buty, pedantycznie czyste. Wspominam też charakterystyczny gest profesora – podczas zapalania papierosa, a palił bardzo dużo, musiał postukać nim o stół lub o papierośnicę. Ten odgłos znaczył, że profesor jest w pobliżu. Nie zapomnę zjazdu środowiska artystycznego, bodajże w Warszawie, który zawsze będzie się mi z nim kojarzył. Sokorski - zirytowany o to, że zamiast zorganizować wystawę swoich obrazów w Warszawie, Samborski zorganizował ją w Paryżu – robił profesorowi wymówki mocno podniesionym głosem.


Powiem szczerze, że prawdziwą dojrzałość malarską osiągnęłam dopiero u profesora Adama Gerżabka; byłam jego asystentką na Politechnice Gdańskiej, mimo że wcześniej uczyłam się malarstwa u Juliusza Studnickiego, ale to on mi dał podwaliny i ukształtował nie tylko stosunek do sztuki, ale i postawę. Natomiast profesor Studnicki dużo mówił o sztuce, ale też miał w swojej twórczości różne okresy; pamiętam, jak zakochał się w różowym kolorze, wtedy wszyscy malowaliśmy na różowo.

Boguchwała Bramińska, Miasto, l.70. olej, płotno


Dużą rolę w kształtowaniu mojej osobowości malarskiej odegrała również Krystyna Łada-Studnicka, która wykładała rysunek i nauczyła mnie myślenia skrótem. Ciężko było u niej dostać zaliczenie.


W czasie studiów braliśmy udział również w odbudowie Gdańska, pracowałam wtedy w zespole profesora Stanisława Teisseyre’a, a także z profesor Józefą Wnukową, która zresztą wywalczyła dla nas jakieś gratyfikacje; to była ostra zdecydowana osoba.


Muszę powiedzieć, że w pierwszym okresie nauki dużą rolę odegrał profesor Jan Wodyński, wspaniały człowiek, świetny malarz. Podobało mi się jego delikatne malarstwo. Poza tym profesor był uroczym człowiekiem, na imprezach grał na gitarze i śpiewał ulubione piosenki.

W środku Boguchwała Bramińska, z prawej Ewa Hoffman-Rosińska


Wszyscy nasi profesorowie dobrze malowali; to byli prawdziwi artyści. W dodatku potrafili stworzyć niesamowitą atmosferę. Do wielu rzeczy musieliśmy jednak dochodzić sami, to było bardzo  dobre. Miałam świadomość, że nasi profesorowie, kierując nami, szli tą drogą, którą wcześniej wyznaczył im Cezanne, a później Pankiewicz. Stąd ich wysoka kultura malarska, dlatego byli dla nas autorytetami i darzyliśmy ich dużym szacunkiem.


Socrealizm w szkole to zupełnie inny, osobny temat. Robiliśmy kompozycje wspólnie, malowałam z Marysią Leszczyńską; to były zbiorowe prace, taka metoda socjalistyczna, w której osobowość była na drugim planie, a liczył się kolektyw. Istniały specjalne broszury na temat, jak malować - specjalny przepis. Profesor Studnicki na pytanie, jak wykłada malarstwo i o czym mówi, odpowiadał, że o d…e Marysi, a Marysia była modelką.

Boguchwała Bramińska, Martwa natura, l.70. olej, płótno


Tak naprawdę to nikt się nie przejmował tym socrealizmem. Było paru oddanych sprawie asystentów, którzy zaczęli w tej manierze malować, a przede wszystkim przyczynili się do odejścia paru profesorów z Sopotu. Nie chcę mówić o nazwiskach, bo raczej nie warto. Większość pewnie będzie wiedziała o kim myślę. Paskudna postawa partyjnych karierowiczów.


Wyjątkową postacią w szkole był też profesor Teisseyre. To dzięki niemu do Gdańska przyjechali Cybis i Potworowski. Potworowski bardzo polubił Rewę, wieś niedaleko Gdyni. Urządzał tam plenery. Na jednej z wystaw prezentował przedmioty wyłowione z zatoki; eksponatem była między innymi deska, wyjątkowej - trzeba przyznać - urody.


Ważną i niesamowitą postacią był też Aleksander Kobzdej, który uczył nas kompozycji. Ale wszyscy pamiętają mu „Podaj cegłę”, zresztą całkiem dobry obraz, który przejdzie do historii.

Na wystawie swojego profesora Juliusza Studnickiego w Sopocie (2010) w towarzystwie koleżanek: z lewej Urszula Ruhnke-Duszeńko, z prawej Ewa Hoffman-Rosińska


Opowiadając o Sopocie, trzeba wspomnieć o restauracji „Pod Kociakiem” przy ulicy Haffnera. Tam piło się wódeczkę, tam odbywało się wesele Eli Szczodrowskiej ze Stefanem. Restaurację prowadziła pani Gąskiewicz, która później wyjechała do Paryża i opiekowała się Józefem Czapskim do końca jego dni. Także miałam w pewnym stopniu z nim kontakt, bowiem jeden z moich uczniów był z Czapskim spokrewniony i przez niego moje obrazy do Czapskiego trafiały. Ocenił je w sposób dla siebie charakterystyczny; powiedział, że jestem dobrym architektem przestrzeni obrazu. Czapski to malarz czysty w swoim spojrzeniu dziecka i takim był człowiekiem jak jego obrazy.


Znaną postacią w szkole był Bronek Kierzkowski. Utkwił mi w pamięci związany z nim słynny bal „Na piec”, z którego dochód został przeznaczony na wybudowanie w akademiku pieca. Bal odbywał się w dzisiejszym „Sfinksie”. Na środku paliło się ognisko, a Bronek, bez spodni, tańczył na stole kozaka. Potrafił też wspiąć się na drzewo, aby z góry podglądać malującego profesora Nacht-Samborskiego, który nigdy nie pokazywał nam swoich obrazów. Bronek należał do grupy słynnych studentów: Andrzej Żywicki, Zygmunt Madejski, Arika Wojciechowska, Konrad Swinarski, Kazimierz Ostrowski. Bronek wyrósł później na świetnego malarza.


Gdynia, Sopot 25 lutego 2010 r.
Przygotował: Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam