Tajemniczy Artur Nacht-Samborski

Sekret jego malarstwa, wydaje się tkwić w swobodnym operowaniu pędzlem oraz wypełnianiu przestrzeni malarskiej bez założonego z góry planu. Artur Nacht-Samborski (1898-1974) mawiał, że wymyślone wcześniej założenia, koncepcje, style, będą skazane zawsze na niepowodzenie i sztuczność.
Minęła właśnie 115 rocznica urodzin malarza, jednocześnie zbliża się 40 rocznica jego śmierci. W pamięci jego już nielicznych sopockich studentów, pozostał malarzem wyjątkowym, tajemniczym a zarazem spokojnym i ciepłym. W świadomości przeciętnego odbiorcy sztuki  w Polsce, nadal jest bardzo mało znany. Jego prace, wybitne dzieła, gdziekolwiek na świecie mogą z wielką godnością reprezentować polską sztukę. Mało mamy takich postaci. Jakież szczęście miała sopocka uczelnia posiadając w swoim gronie, takiego wykładowcę, profesora i malarza. Co prawda Samborski tylko trzy sezony mieszkał w Sopocie, ale później bywał tu bardzo często. Latem przyjeżdżał do kurortu odpoczywać. Szczególnie zaprzyjaźniony był ze swoimi studentami Marianem i „Zulą” Strzeleckimi. Pani „Zula”, przed laty, jeszcze za życia, tak wspominała malarza: „Mieszkaliśmy na ulicy Obrońców Westerplatte, tam gdzie większość profesorów, Samborski mieszkał naprzeciwko pod numerem 24, na  pierwszym piętrze. Profesor był trochę dziwnym człowiekiem, szczególnie było to widać w pracowni. Na zajęcia przychodził mocno spóźniony. Miał zwyczaj obserwować pracę nad obrazem zza pleców malującego. Pamiętam ten charakterystyczny dźwięk stukania papierosem w celu ubicia tytoniu. Na ogół był małomówny, w niektórych sytuacjach się otwierał, niekiedy wieczorem podczas wspólnej kolacji wspominał czasy przedwojenne, paryskie…”.*     
  
Artur Nacht-Samborski, Półakt kobiety, ok. 1965 r. olej, płótno

Artur Nacht-Samborski, Półakt kobiety, ok. 1965 r. olej, płótno

          
Artur Nacht- Samborski pojawił się w drugiej grupie profesorów i nauczycieli, która zasiliła silne już w 1946 roku grono sopockich wykładowców. Przybyli wówczas także: Jan Wodyński, Aleksander Kobzdej, a nieco później Zygmunt Karolak, Stanisław Michałowski, Stanisław Teisseyre, Stanisław Horno-Popławski, Adam Smolana.  Przypomnę, że w Sopocie byli już wcześniej od 1945 roku jego przyjaciele z Paryża: Studniccy, Żuławscy i Strzałecki oraz Wnukowie z którymi poznał się we Lwowie. Samborski należał do grona  kapistów, z którymi był bardzo zaprzyjaźniony. Jednak nie zaliczał się do malarzy silnie związanych z ich manifestem stworzonym przez Jana Cybisa. Wydaje się, że jego rozumienie sztuki zostało ukształtowane jeszcze przed przystąpieniem do kapistów, w Berlinie gdzie spotkał się z twórczością współczesnych modernistów.

alt
Hanna Żuławska i Artur Nach-Samborski, zdjęcie pochodzi z prywatnego archiwum Ewy Żuławskiej, malarki, bratanicy Jacka i Marka Żuławskich

Był wielką indywidualnością polskiej sztuki o wyraźnej osobowości, która ukształtowana była, zarówno dzięki francuskim malarzom z kręgu „ Ecole de Paris” jak i niemieckim ekspresjonistom, stąd jego eksperymenty kubistyczno-konstruktywistyczne, derainowskie spojrzenie na twórczość, postimpresjonizm, ekspresja, ale również groteska czy wręcz karykatura. W grupie swoich paryskich kolegów potrafił studiując u profesora Józefa Pankiewicz zachować i obronić  swoją odrębność, tak jak po opuszczeniu Sopotu w 1949 roku już w Warszawie zdystansować się od socrealizmu, za co zapłacił utratą stanowiska na uczelni. Dwa lata później,  łaskawie został przywrócony do pracy w charakterze profesora rysunku wieczorowego.
Artur Nacht-Samborski aż do wybuchu wojny przebywał w Paryżu, poszukując swojego miejsca w życiu, nie tylko zresztą artystycznym, postanowił jednak  wojnę przetrwać w Polsce. Powrócił do swojego rodzinnego Krakowa, miejsca, w którym rozpoczynał studia malarskie u Wojciecha Weissa, gdzie później raz jeszcze po studiach w Berlinie i Wiedniu, studiował krótko u Felicjana Szczęsnego Kowarskiego.  
Artur Nacht-Samborski, Malarka w plenerze, ok. 1965 r. olej, tektura

Artur Nacht-Samborski, Malarka w plenerze, ok. 1965 r. olej, tektura

 

Artur Nacht-Samborski, Martwa natura z wazonem na stole, ok.1958 r. olej, papier

Artur Nacht-Samborski, Martwa natura z wazonem na stole, ok.1958 r. olej, papier


3 września 1939 roku wraz z rodziną wyjechał do Lwowa. W 1941 roku wszyscy trafili  do getta, jednak artyście udało się żyć poza nim, w końcu jego przyjaciele Stanisław Teisseyre, Józefa i Marian Wnukowie, oraz Jadwiga i Janusz Strzałeccy pomogli mu w wyjeździe, najpierw do Krakowa a później do Warszawy. Ważną rolę w całej akcji odegrał Janusz Strzałecki  „Jast”,  będący ważną osobą w warszawskiej centrali  „Żegoty”. Po paru miesiącach, pozostałych przy życiu członków rodziny artysty, udało się sprowadzić do Warszawy. Do końca wojny Artur Nacht, żył pod przybranym nazwiskiem Stefan Samborski. W późniejszych wspomnieniach wolał raczej wspominać przedwojenne czasy, paryskie, ale uważał ,że trzeba wyciągnąć z przeszłości naukę i żyć dalej. Jedna z jego sopockich studentek Eleonora Jagaciak-Baryłko tak wspomina tamten czas. „…Profesor lubił piękne kobiety, one miały zawsze lepiej. Był trochę magicznym człowiekiem i nieco tajemniczym, ale nie każdy mógł liczyć na korektę. Pod tym względem miałam dobrze, lubił patrzeć, jak maluję, wówczas zapalał nieodłącznego papierosa, którym zawsze przed zapaleniem  musiał postukać o papierośnicę. Często robił mi korektę, ale nie zawsze, czasami jedynie mówił o co chodzi. Sam fakt, że zatrzymywał się przed sztalugą i patrzył, był już dla mnie wielkim wyróżnieniem…”*.
Artur Nacht-Samborski, Dzban z liśćmi na stole, ok. 1970 r. olej, gwasz, papier

Artur Nacht-Samborski, Dzban z liśćmi na stole, ok. 1970 r. olej, gwasz, papier

Artur Nacht-Samborski pomimo licznych propozycji objęcia nowych stanowisk  w Krakowie i Warszawie, coraz mocniej związany był  z gdańskim środowiskiem artystycznym. Został przewodniczącym gdańskiego okręgu ZPAP. Jednak pomimo  wielu obowiązków i olbrzymiego szacunku jakim darzyli go studenci w końcu przeniósł się do Warszawy. We  wspomnieniach studentów pozostał postacią wybitną jednocześnie bardzo ciepłą. Podczas malowania, był również bardzo tajemniczy, nie pozwalał podglądać swojej pracy. Praktycznie nie wystawiał, poza nielicznymi wyjątkami. Najstarszy jego sopocki dyplomant również profesor, Władysław Jackiewicz, darzy go do dziś wielkim szacunkiem i tak  go wspomina…” Samborski nigdy do czyjejś palety się nie dotykał. Czasami robił korektę, ale jedynie wtedy, kiedy praca była mocno zaawansowana. Innych nie ruszał. Wszyscy wiedzieli sami, co trzeba zrobić. U niego było widoczne działanie na wsparcie. Bo wiedział, że jest w człowieku taka bojaźń przed postawieniem pierwszej kreski. Mawiał wtedy: „Wypuść pan tego tygrysa, śmielej.” To była – moim zdaniem - najlepsza pomoc dla tych jeszcze bezradnych. Do pracowni przychodził bardzo późno, około pierwszej, prawie pod koniec zajęć, ale lubił do późna odwiedzać sopockie kawiarnie. Znaliśmy jego zwyczaje, często z „Kachem” Ostrowskim i Bronkiem Kierzkowskim - dopadaliśmy go gdzieś w nocy i wtedy zaczynały się opowieści o Paryżu. Przy czym często profesor w takich sytuacjach i kolację postawił. Te wszystkie opowieści - jak się później zorientowałem – służyły budowaniu naszych osobowości i obrazu sztuki.


alt
Okładka katalogu wystawy z 1995 roku, która odbyła się w Muzeum Narodowym w Poznaniu i Galerii Sztuki Współczesnej "Zachęta" w Warszawie

Profesor miał wielki autorytet i był w Sopocie bardzo znany. Nierzadko ratował nas z różnych opresji. Pamiętam też, że kiedy pojawił się na pierwszych zajęciach, miał ze sobą pakiecik zdjętych z blejtramów i zwiniętych prac. Pojawiły się one później na jego pierwszej i chyba jedynej za życia wystawie. Wystawę zorganizowano na Politechnice Gdańskiej; były to obrazki namalowane podczas jego wyprawy na Baleary. Oglądałem tę wystawę jeszcze jako student, było to przed socrealizmem. Duże wrażenie.. . "*

Artur Nacht- Samborski we współczesnym malarstwie polskim jest postacią wybitną  a zarazem bardzo złożoną, nigdy nie szukał rozgłosu. Moment malowania dla niego w całym procesie twórczym, był najważniejszy ale malował powoli i w ukryciu. Jego twórczość dalej jest nieodgadniona, tajemnicza i otwarta na wszelkie interpretacje. Po śmierci malarza w 1974 roku, odbyło się już parę wystaw, między innymi w Instytucie Polskim w Düsseldorfie - wystawa zatytułowana  „Cybis, Czapski, Nacht-Samborski” i jak do tej pory największa wystawa retrospektywna w 1995 roku w Muzeum Narodowym w Poznaniu, powtórzona w warszawskiej Zachęcie.

*cytaty pochodzą ze zbiorów prywatnych autora
Stanisław Seyfried

Zdjęcia obrazów zostały udostępnione przez Sopocki Dom Aukcyjny dzięki życzliwości rodziny Artura Nacht-Samborskiego.

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam