Wernisaż wystawy „Bruno Schulz wśród artystów swoich czasów” dawno nie zgromadził w sopockiej Państwowej Galerii Sztuki tylu gości. Szczerze mówiąc ci, którzy przyszli tylko na Bruno Schulza mogą czuć się nieco zawiedzeni, bowiem ta część wystawy okazała się o wiele skromniejsza niż myślałem i gdyby nie ratujące sytuację freski artysty odnalezione w 2001 roku w drohobyckiej willi oficera gestapo Felixa Landaua, byłbym nieco zawiedziony.
W rok później, służby specjalne Izraela w brawurowej nocnej akcji ukradły fachowo odseparowane od ściany freski, wywożąc je prawdopodobnie przez Polskę do swojego kraju. Sprawa przycichła i po dogadaniu się dyplomatów Ukrainy i Izraela, ustalono, że Ukraina wypożyczyła freski na 20 lat Instytutowi Yad Vashem.
Dużą przyjemność podczas wystawy sprawiło mi spotkanie Igora Chomyna, który będąc kuratorem wystawy w swej skromności starał zachować się daleko idącą postawę incognito. To bardzo znana lwowska osobowość, historyk sztuki, długoletni kustosz dzieł malarstwa polskiego we Lwowie, wytrawny znawca tematu przynajmniej od ponad 20 lat związany z organizacją wystaw w naszym kraju. Chomyn jest wybitnym znawcą stosunków polsko-ukraińskich a także wielkim ekspertem polskiej sztuki. Jest absolwentem Wydziału Historii Uniwersytetu im. Iwana Franki we Lwowie. W 2006 roku został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Wspólne przedsięwzięcia kulturalne służą niwelowaniu głębokich podziałów pomiędzy naszymi państwami. Kolejna prezentacja polskich dzieł Lwowskiej Galerii w sopockiej PGS służy pamięci i uświadamia złożony charakter polskiego dziedzictwa kulturowego na wschodzie.
Na sopockiej wystawie zobaczyć możemy pięć fragmentów ilustracji do bajek namalowanych w sypialni dzieci gestapowca Landaua. To ostatnie prace artysty wykonane tuż przed śmiercią, dosłownie na parę dni przed przygotowywaną ewakuacją artysty z miasta, mającą uratować jego życie, do której niestety już nie zdążyło dojść. 19 listopada roku 1942 na ulicy miejscowego getta rozegrała się tragiczna scena, śmierć autorytetu plastycznego młodych licealistów miejscowej szkoły, malarza, grafika, pisarza, autora „Sklepów cynamonowych”. Esesman Karl Günther strzelając do Żydów, zastrzelił na ulicy Bruno Schultza. Profesora, który otoczył specjalną troską, swoich zdolnych uczniów, poświęcając im wiele uwagi, delikatnie kształtując ich przyszłą artystyczną drogę. Schultz zapraszał uczniów do swojej pracowni w domu, gdzie w jej zaciszu prezentował chłopcom graficzne techniki między innymi cliché-verre, rzadką XIX-wieczną technikę graficzną tworzoną na szklanej kliszy. Obrazy powstawały po ponownym naświetleniu wcześniej rytowanych konturów w czarnej żelatynie pokrywającej klisze.
Wśród uczniów gimnazjum im. Władysława Jagiełły w Drohobyczu był późniejszy gdański grafik Bronisław Marszal, czy uczestniczył w tych prezentacjach? Zapewne tak, ale do końca nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że Bronisław Marszal należał do ulubionych uczniów Schultza. W 1939 roku, artysta sportretował Marszala, a sangwina w tej chwili znajduje się w prywatnej kolekcji. Dziś trudno odnaleźć rękę profesora w pracach ucznia, ale gdzieś daleko w jego twórczości pobrzmiewają echa drohobyckiego artysty.
Na wystawie jedna z trzech prezentowanych prac „Scena fantastyczna” 1920-22 została wykonana w technice cliché-verre. Schulz nie kończył żadnej z renomowanych europejskich akademii sztuki. Drohobycki artysta kształcił się kilka lat na fakultecie inżynieryjno-budowlanym Cesarsko-Królewskiej Politechniki Lwowskiej. W 1917-18 studiował także architekturę w Wiedniu. Przyjaźnił się z Gustawem Klimtem, Egonem Schiele, Oskarem Kokoshką. Duży wpływ na jego twórczość miały psychoanalizy i zagadnienia psychoseksualne Zygmunta Freuda. Sopocka wystawa stara się umiejscowić artystyczne poczynania Bruno Schulza pośród mu współczesnych artystów, często zaprzyjaźnionych z nim. Widać jednak dość znaczną różnicę miedzy tymi pracami. Schultz to wybitna osobowość artystyczna, nieprawdopodobnie skromny artysta niedoceniający swoich wielkich umiejętności graficznych. Jak pisał jeden z recenzentów przedwojennej wystawy we Lwowie …”znakomity, śmiały rysunek, dobrze przemyślane kompozycje, o niekiedy odrębnych założeniach formalnych - to naprawdę nie tylko technicznie rzetelne prace, ale bezsprzecznie dzieła sztuki”…
Schulz to tragiczna postać artysty mieszkającego w Drohobyczu galicyjskim miasteczku położonym na styku kultur. Artysta prowadził życie skromnego nauczyciela ale pośród Polaków, Żydów, Rosjan, Niemców i Ukraińców tam mieszkających, w atmosferze klimatu austro-węgierskiego sprowadzającego się do kafkowskiej sytuacji konfliktu jednostki z aparatem państwa czy instytucji, sytuacja wyznaczyła mu trochę inną rolę, lokując go jako obywatela miejscowej społeczności ponad peryferyjną przeciętnością. Wiedeńskie doświadczenia wysokiej kultury, styku secesji, nurtu ekspresji i znajomości z uznanymi artystami, mimo wszystko ostatecznie umiejscawia Schulz na obrzeżach małomiasteczkowej sztuki, poza wielkim światem.
Artysta zapętlił się w twórczych marzeniach, chorobach, alkoholu, seksie i oczekiwaniu na koniec. Pewnego rodzaju odskocznią były listy wymieniane z wieloma towarzyszami swojej niedoli, to również one wyłoniły niemal całą prozę Schulza. Jednocześnie graficzne próby i wystawy przysporzyły mu wielu sukcesów, ale oskarżany za szerzenie w swojej twórczości wątków pornograficznych, musiał udowadniać brak złych intencji. Jego talent zostaje jednak dostrzeżony i wyjeżdża do Paryża, ale mało energiczna osobowość nie pozwala mu na rozwinięcie skrzydeł, niepewny, pozbawiony śmiałości i dziarskości artysta nie radzi sobie. Niedoceniana osobowość wielkiego twórcy doczekała się już wiele lat po śmierci międzynarodowego aplauzu. Dziś w skromnej prezentacji jego sztuki w Sopockiej Państwowej Galerii Sztuki zobaczyć możemy wielkiego artystę w wielu wypadkach nadal słabo docenianego ale prezentowanego pośród artystów swoich czasów, którzy jednak stanowią mimo swej wielkości tylko tło dla Bruno Schulza.
Stanisław Seyfried