Marian Stec – malarz ”sezonu kolorowych chmur”

Marian Stec należy obok Krystyny Jacobson do najstarszych przedstawicieli sopockiego koloryzmu, jest malarzem z tradycjami wywodzącymi się od paryskich kapistów.


Urodził się w 1929 roku w Maryninie pod Lublinem i doskonale pamięta czasy wojny oraz nieporozumień rodzinnych wywoływanych przez wujostwo w sprawie przynależności ojca do obozu piłsudczykowskiej Polskiej Organizacji Wojskowej. Sprawa ta w dalszych kolejach życia artysty przy różnych okazjach odgrywała istotną rolę. O mało co nie zaważyła na dopuszczeniu do egzaminu maturalnego. Dziś Marian Stec wspomina najświetniejsze czasy swojego gdańskiego malarstwa, a właściwie sopockiego przypadające na ożywienie po socrealizmie.

Marian Stec, Sopot, 2020, obraz w trakcie malowania


Pierwsze 4 lata od 1950 roku student Marian Stec uczył się w Sopocie pod pilnym okiem znakomitości miejscowej sztuki profesorów Jacka Żuławskiego, Stanisława Michałowskiego i Stanisława Teisseyre’a. Dyplom w aurze jeszcze wszechobecnego socrealizmu bronił już w Gdańsku po przenosinach uczelni do gdańskiej Zbrojowni. Było już po „Arsenale” w warunkach nowych wyzwań stojących przed polską sztuką. Młody absolwent PWSSP w Gdańsku, od niedawna członek ZMP, został wiceprzewodniczącym Rady Młodych Twórców Wybrzeża i zabierał głos w sprawie poprawy programów nauczania w szkołach plastycznych, jednocześnie przez polską prasę przewijała się dyskusja w tak zwanej „sprawie sopockiej”. Między innymi „Po Prostu” opisywało konflikt między artystami a reklamiarzami.

Marian Stec, Jastrzębia Góra


Artysta mocno zaangażowany w poszukiwania nowych po socrealizmie wartości malarskich utrzymywał kontakt z grupą malarzy postępowych do których wówczas należeli: Jackiewicz, Ostrowski, Wójcik, Usarewicz, Michałowski, Massalska i młoda Magdalena Heyda Usarewicz. Punktem wyjścia były nadal konserwatywne zapatrywania profesorów, ale w nowej rzeczywistości przybierały one nowego rozumienia sztuki, mocno wspieranego przez autorytet przybyły z Anglii - Piotra Potworowskiego. Nie bez znaczenia było również uczestnictwo gdańskich malarzy w praktykach i pokazach na zachodzie Europy między innymi Kazimierza Ostrowskiego, Rajmunda Pietkiewicza czy Teresy Pągowskiej. Był to czas rodzącego się w Polsce jazzu, teatrzyków studenckich i nowej sztuki.

Marian Stec


Dziś kiedy rozmawiam z Marianem Stecem w aurze przepięknych prac gobelinowych niedawno zmarłej żony Haliny, też malarki, wspomnienia nabierają pełniejszego znaczenia, sentymentalna nuta ożywia mego rozmówcę, jednocześnie sprawia refleksje nad początkiem kariery artysty.

Marian Stec, Sopot, ul. Pułaskiego, ok. 1952, akwarela


Zainteresowania sztuką Mariana Steca narodziły się w Szczytnie na Mazurach gdzie zamieszkał po wojnie wraz z rodzicami. Tam doszło do pierwszych zauroczeń malarstwem. W towarzystwie swego kolegi z liceum Jana Lebensteina malowali bitwy partyzanckie z Niemcami i głowy znanych sobie postaci, prześcigali się wymyślając co rusz nowe sceny. Nie bez znaczenia w tamtym czasie było uczestnictwo Steca, jako prawie dwudziestoletniego młodzieńca, w Światowym Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju we Wrocławiu. Uczestnikami kongresu było wielu artystów na czele z Pablo Picasso, Fernadem Légerem, Eugeniuszem Eibischem czy Xawerym Dunikowskim. Duże wrażenie na młodej osobowości przyszłego artysty wywołały znakomite nazwiska i ogrom imprezy, która nie pozostała bez znaczenia w przyszłej twórczości, jednak nie spowodowała skręcenia w stronę abstrakcji francuskich malarzy wręcz utwierdziła go w kolorystycznych poczynaniach Eugeniusza Eibischa. Owszem nazwiska zrobiły swoje, ale Marian Stec przez całe swoje artystyczne życie oddany był wartościom kolorystycznym, dziś może już demode, ale z jaką przyjemnością i zadowoleniem nadal ogląda się te prace.

Marian Stec, Nadmorski pejzaż



Marian Stec, Jasne Wybrzeże


Stec nigdy nie budował swojej artystycznej kariery zawsze pozostawał skromnym twórcą nie goniącym za sławą, być może że łączyło się to z przez wiele lat wykonywaniem zawodu ” belfra”. 22 lata artysta uczył malarstwa w orłowskim plastyku a przez 5 lat był tam trzecim dyrektorem szkoły po Zdzisławie Kałędkiewiczu. Nie był malarzem stojącym z boku, zawsze opowiadał się za nurtem patriotycznym jaki by on nie był, dziś z perspektywy lat przychodzi konstatacja na temat dalszych losów szeroko rozumianego społeczeństwa. Stąd refleksja nad znaczeniem najważniejszych wartości egzystencji, która w wypadku artysty przyszła dość szybko.

Marian Stec, Halina Stec


Poznana na początku studiów przyszła żona Halina, absolwentka bydgoskiego plastyka wychowanka Mariana Turwida wybitnego artysty i wielkiej osobowości polskiej sztuki, stała się towarzyszką 70-letniego pożycia małżeńskiego. Pani Halina odeszła w grudniu ubiegłego roku. Kończąc gdańską PWSSP, przez wiele lat przekazywała swoje doświadczenia malarskie sopockiej młodzieży w II liceum. Jako doskonała, pracowita artystka realizowała swoje talenty jako malarka, twórczyni gobelinów i realizacji jubilerskich.

Marian Stec, Sopot


Sopoccy twórcy nie dbający nigdy o swoją popularność zapisali się w pamięci jako przykładni małżonkowie i znakomici malarze. Marian Stec z wielkim zadowoleniem i satysfakcją na zakończenie mówi o rodzinie, najważniejszej wartości w życiu człowieka. Pełen wigoru snuje plany swoich nadmorskich przyszłych realizacji malarskich.

Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam