Dość często ostatnio w moich felietonach powracam do przeszłości, ale to wynik dalszych obostrzeń związanych z koronawirusem i braku nowych wydarzeń malarskich. Z wielką przyjemnością sięgam do wydarzeń, które miały już miejsce.
Przypominam sobie zorganizowaną w 2012 roku w Elblągu bardzo dobrą wystawę w działającej jeszcze wówczas Galerii Zum prowadzonej przez Krystynę Olechnowicz. Dziś po latach doceniam wysoce kulturotwórczą rolę wydarzenia w galerii, która obok kultowej Galerii El w tym zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu nadawała jakikolwiek sens życia artystycznego regionu. Dawno minęły czasy rodzącej się tu awangardowej sztuki przestrzennej. Mam wrażenie iż frustracja miejscem zamieszkania jeszcze się pogłębiła i gdyby nie perspektywa powrotu do dawnej świetności dzięki budowie kanału przez Mierzeję Wiślaną, inwestycji ożywiającej ziemię żuławską żadne działania nie dałyby pozytywnego rezultatu. To wielka szansa dla całego warmińsko - mazurskiego regionu, który w przeszłości kwitł i rozwijał się dzięki wyjątkowej aktywności ludzi tu żyjących.
Pamiętam rzesze koneserów starego miejscowego malarstwa początku XX wieku, które mimo swojego w szerszym rozumieniu prowincjonalnego charakteru reprezentowało bardzo wysoki poziom artystyczny. Dzięki dwóm bliskim ośrodkom gdzie można były studiować malarstwo - w Gdańsku i w Królewcu - z Elbląga wywodzi się cała plejada znakomitych artystów malarzy, rzeźbiarzy, grafików. Wymienię tylko paru: Berthold Hellingrath, Harry Schultz, Paul Emil Gabel, Dora Grabosz czy pochodzący z pobliskiego Braniewa Stanisław Chlebowski. To rzeczywiście z racji przynależności terytorialnej przedstawiciele w większości sztuki niemieckiej, ale dziś choćby w przypadku Stanisława Chlebowskiego możemy odwoływać się do pewnych tradycji, które na nowo w Elblągu budowane były przez grono polskich malarzy, historyków sztuki jak i działaczy propagujących polski obraz miejscowej sztuki. Myślę o kilku osobach wśród których wspominam: Gerarda Kwiatkowskiego, Jerzego Wojewskiego, Janusza Hankowskiego, Ninę Błeszczyńską-Wojewską czy Krystynę Olechnowicz. Oczywiście to mój punkt widzenia osoby spoza Elbląga, ale tych osób jest zapewne o wiele więcej.
Za sprawą piszącego te słowa jak i współwłaściciela Sopockiego Domu Aukcyjnego Jacka Kucharskiego oraz pani Krystyny Olechnowicz przygotowanych zostało przynajmniej kilka wystaw starej sztuki poświęconej Żuławom i Elblągowi. Niestety po likwidacji galerii Zum i wyprowadzce właścicielki galerii pozostały tylko wspomnienia. Przypomnę, że ówczesne wystawy organizowane były również z udziałem kolekcji prywatnych Andrzeja Walasa, kolekcjonera z Oliwy, i zbioru antykwariatu „Krak” z Ditzingen w Badenii - Wirtenbergii. Dziś możemy tylko pomarzyć o tych wypełnionych bardzo dobrymi dziełami wystawach.
Od tamtych wydarzeń minęło kilka lat, dzisiejsze zbiory tego żuławskiego zapomnianego terenu jeszcze się powiększyły warto byłoby sięgnąć do nich raz jeszcze. Ostatnie wystawy dawnej sztuki elbląskiej przepełnione były atmosferą miejscowego malarstwa Harry Schultza, najbardziej rozpoznawalnego elbląskiego twórcy, reprezentującego sztukę daleko wychodzącą poza regionalny charakter. Jego malarstwo reprezentowały wówczas cztery obrazy. Był obraz z wczesnego okresu, zatytułowany „Kąpiące się na plaży”, utrzymany w estetyce malarstwa impresjonistycznego, tak sporadycznie spotykanego w niemieckiej sztuce. Widok ten był wyjątkowym dziełem tej prezentacji. Był także mały obrazek, zatytułowany „Wejście do portu”, prawdopodobnie wystawiany na pokazie w monachijskiej galerii „Glastpalast” w 1913 roku, na której artysta został nagrodzony złotym medalem. Było także dzieło, jakże charakterystyczne dla jego twórczości, typowy obraz marynistyczny, „Rudowęglowiec i loma”.
Harry Schultz był jednym z niewielu malarzy europejskich, który malował kutry zalewowe, kurońskie i wiślane lomy, budowane zresztą w pobliskiej stoczni w Tolkmicku przez Gottfrieda Modersitzki. Tolkmickie lomy widywałem jeszcze jedynie na obrazach Stanisława Borysowskiego i Gerharda Grafa. Harry Schultz (1874 Elbląg-1958 Schliersee) był także utalentowanym rzeźbiarzem, grafikiem i ilustratorem, współpracował z młodzieżowego pisma "Jugend". Studiował w Królewcu (1892-1897). Od 1897 do 1901 roku kontynuował naukę w Monachium pod kierunkiem Arnolda Bocklina, Wilhelma Leibla, Fraza von Lenbacha. Później studiował jeszcze u jednego z najsłynniejszych monachijczyków, profesora Ludwika von Hertericha. Działał w Monachium i pobliskim Hausham, gdzie mieszkał. Często wyjeżdżał w swoje rodzinne strony do Elbląga na plenery artystyczne. Bywał w Sopocie, Gdańsku oraz na Mierzei Wiślanej i Mierzei Kurońskiej. Malował tam również małe porty i pejzaże. Należał do Narodowego Związku Artystów Niemiec oraz stowarzyszenia "Luitpoldgruppe" w Monachium.
Obrazy artysty znajdują się w muzeum: Deutsches Schiffahrtsmuseum w Bremerhaven, Ratyzbonie, Centralnym Muzeum Morskim w Gdańsku i Muzeum w Elblągu. Harry Schultz zapewne należy do najwybitniejszych malarzy Elbląga. Warty jest uhonorowania w swoim mieście.
Inną mało znaną postacią a prezentowaną na elbląskich wystawach był Stanisław Chlebowski, malarz urodzony w pobliskim Braniewie, prezentujący wielką kulturę artystyczną, świetnie wykształcony, uczeń Lovisa Corintha, a zupełnie zapomniany, czeka na swoje odkrycie, tak jak wielu innych malarzy z tego regionu, o których będzie jeszcze czas napisać i przedstawić ich twórczość.
Inną grupę malarzy tworzyli artyści malujący motywy elbląskie, a mający luźne związki z Elblągiem, na przykład Erich Scholtis, gdański malarz, uczeń słynnego ekspresjonisty niemieckiego Otto Mullera, mieszkający przez dwa lata, od 1944 do 1945 roku w powiecie nowodworskim we wsi Przemysław, czy jeden z najwybitniejszych malarzy gdańskich Fritz Heidingsfeld. Prace obu malarzy można było zobaczyć na wystawie w Galerii ZUM.
Wielkie znaczenie dla Elbląga miała bliskość Królewca i miejscowej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie kształciło się wielu elblążan, gdzie studiowało wielu wybitnych malarzy europejskich takich jak: Kathie Kollwitz, Lovis Corinth czy Edward Bischoff. Wydaje się, że wystawa dla miasta i jego historii stanowiła dużą wartość, przełamywała barierę zapomnienia i braku tolerancji dla historii, na którą przecież my współcześni nie mieliśmy wpływu, ale z której możemy mądrze korzystać.
Warto kontynuować te prezentacje i zachować je dla sztuki i kultury. Warto, również zainteresować młodzież, która powinna wiedzieć, że mieszka w mieście, w którym jeszcze niedawno kwitł wielki przemysł, że wielkie kompanie żeglugowe miały tu swoje siedziby, że odbywały się prestiżowe zawody wioślarskie, że rozwijała się kultura i sztuka.
Jednocześnie, pamiętać trzeba, że z Elbląga wyjeżdżały oddziały szturmowe SA, brunatne koszule do akcji pacyfikacji gdańskich Żydów. Niełatwą mamy historię, w każdym zakątku naszego kraju znajdą się dobre i złe karty, ale próbujmy się z nimi zmierzyć pamiętając o tych złych, pokazujmy dobre. Doskonałym przykładem były wystawy w Galerii Zum przywracające historii i pamięci wielu ciekawych, zdolnych i wartościowych artystów pochodzących z Elbląga, o których tu na miejscu często niewiele wiemy. Mam wrażenie, że w nowym otwarciu tego miasta, będzie również możliwość do powrotu dawnych tradycji związanych z rozwojem sztuki w tym historycznym i interesującym mieście.
Stanisław Seyfried
Obrazy pochodzą z kolekcji Andrzeja Walasa i Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu