Założenie pewnej niezgrabności w kontrapunkcie z harmonijnym boskim porządkiem jest widocznym kluczem malarskim Moniki Wilkońskiej.
Jej profesor Kiejstut Bereźnicki mówi o warstwach znaczeniowych jej malarstwa, ja bym dopowiedział jeszcze o tajemnicy wiary, do której autorka bardzo głęboko się odwołuje i która pozwala dzielnie trwać przy swoich założeniach. Muszę przyznać, że z wielką przyjemnością odkrywałem malarstwo Moniki Wilkońskiej tym bardziej, że doskonale znam sztukę jej obu gdańskich profesorów: Kiejstuta Bereźnickiego i Henryka Cześnika. Artystka kończyła studia kiedy ich dojrzała twórczość osiągała szczyty warsztatowe i miała to szczęście aby rozwijać swój talent przy takich znakomitościach.
Po krótkiej rozmowie z malarką, okazało się, że doskonale znam jej mamę, a jeszcze lepiej znałem dziadków, Państwa Jackiewiczów, pana Zygmunta i panią Wiktorię, przyjaciół moich rodziców. Mój brat, Marek, jako muzyk wychowywał się pod okiem pana Zygmunta, wówczas dyrektora średniej szkoły muzycznej we Wrzeszczu przy ul. Partyzantów. To były inne czasy, kiedy sztuka mogła się rozwijać swobodniej z szerszym dostępem do niej, a talenty się nie marnowały. Mama Moniki Wilkońskiej też z wykształceniem muzycznym przekazała swojej córce zamiłowanie do sztuki. Tak więc, malarka wywodzi się z rodziny z wielkimi tradycjami artystycznymi.
Dziś Monika Wilkońska realizuje swój talent pisząc ikony. Ta trudna sztuka, wymagająca wielorakich umiejętności stała się w dzisiejszym świecie dość popularna. Małe ikonograficzne wizerunki świętych poza warsztatem, dużą wiedzą plastyczną, podczas ich tworzenia wymaga zaangażowania wznioślejszych wartości. Często wydaje się, że wystarczy talent i tak zwana „ręka”, nic mylnego nieodzowny moment tworzenia ikon musi dotykać duchowości autora, co samo w sobie tworzy pewną barierę.
Pomimo panujących jeszcze pandemicznych obostrzeń miałem okazję uczestniczyć w sopockim Dworku Sierakowskich, w wieszaniu wystawy Moniki Wilkońskiej. Ekspozycja składa się z dwóch części, tej poświęconej ikonom i drugiej, klasycznym obrazom. Przyznam szczerze, że te stare prace powstałe po podróży do Ameryki Środkowej, gdzie artystka pogłębiała swoją wiedzę malarską zrobiły na mnie większe wrażenie. Świat normalny zdarzeń, świat zwykłych przedmiotów i prozaicznych spraw przypomina wizje prof. Bereźnickiego, ale prezentowane zdarzenia w swej codzienności stają się atrakcyjne. Myślę, że to wynik subtelności połączonej z echem wrażliwości na wykwintny kolor.
Monika Wilkońska studiowała także na Uniwersytecie Nacional Autonoma, Heredia w Kostaryce i jej profesor Miguel Hernandez Bostos pisał, że prosta tematyka obrazów nie wymaga skomplikowanych uzasadnień konceptualnych. Jeżeli mogę się nie zgodzić z panem profesorem to muszę powiedzieć, że może tematyka jej obrazów jest prosta, ale autorka szuka pewnych twardych i mocnych uzasadnień, może to ten kolor w połączeniu ze światłem stanowi o atrakcyjności ujęć. Myślę o padającym strumieniu światła z industrialnej podsufitowej lampy czy prześlizgujących się promieniach słońca w ciemnym zaułku, wąskiej starej uliczki czy żarzącym się płomieniu światła padającego na drewnianą podłogę, z piecyka stającego w rogu pokoju. Te zwykłe ujęcia, proste, ale jakże sprawnie oddane warsztatowo, wprowadzają magię tworzącą z rzeczywistości moment widzenia szerzej i więcej. To wyraz codziennych poszukiwań człowieka, życie może być intrygujące i fascynujące mimo pewnych niedogodności. Proste przesłania zapraszają do nieco innego odbioru prozaicznego świata. To też pewna filozofia odbioru codzienności, która mam wrażenie, że przychodzi wraz z doświadczeniem, czasami mało przychylnego otoczenia.
Wystawę uzupełniają jeszcze trzy bardzo ciekawe prace na papierze, pokazujące szerokie możliwości autorki. Prace stworzone na zasadach kolażu jednak w sensie formalnym nie będące kolażem, stworzone na papierze czerpanym według indywidualnejÂÂÂ technologii. Części składowe przedstawień tworzone z różnego rodzaju ciekawych faktur inspirowane są życiem i konkretnymi dziełami literackimi. Oryginalnie oprawione, żyją osobnym bytem i tworzą nowe zdarzenia artystyczne.
Z wielką przyjemnością obejrzałem prace Moniki Wilkońskiej artystki o dużych możliwościach, dużej wiedzy plastycznej i ciekawych pomysłach, do których mam nadzieję jeszcze kiedyś powrócić. Czekam zatem na jej nowe wystawy i realizację jej atrakcyjnych wizji zmieniających banalną tematykę w dzieła malarskiej maestrii.
Stanisław Seyfried
Zdjęcia – archiwum Moniki Wilkońskiej