Eugeniusz Paukszta i jego epopeja „Westerplatte”

Kiedy w gronie kolegów przy „małej czarnej” opowiadałem o zdarzeniu, które ostatnio mnie spotkało, widziałem przynajmniej na dwóch twarzach lekkie zakłopotanie. Rozmawialiśmy w towarzystwie mądrych, doświadczonych ludzi, którzy jak to się mówi z niejednego pieca chleb jedli i sprawy polskiej literatury bynajmniej nie są im obce. Wydawało się, że wymieniam nazwisko osoby powszechnie znanej – Eugeniusz Paukszta, polskiego literata, prozaika, publicystę, prawda, że czasy jego świetności dawno minęły, a sam autor już od ponad czterdziestu lat nie żyje. Powieści, które tworzył w znacznej większości były mi zupełnie nieznane, jednak osoba w opowiadaniach domowych przewijała się często. Nazwisko pisarza w części moim kolegom nic nie mówiło, niestety to już inne pokolenie.


Paukszta jest autorem między innymi takich powieści jak: „Wiatrołomy”, „”Zatoka żarłocznego szczupaka” czy „W cieniu hetyckiego sfinksa”. Pisarz debiutował w 1938 roku i w następnych latach wydał 34 poważne utwory literackie. Jego osobowość pisarska była mi znana przynajmniej z faktu nienajlepiej układających się stosunków zawodowych z peerelowskimi przedstawicielami władzy. Niestety na początku lat 50. trafił nawet na krótko do więzienia. Pisarz zaliczany do grona autorów nazwanych „Litwinami” pochodził z Wilna i oddany był bez reszty tematyce Ziem Zachodnich. Jednak nie fakty jego życiorysu skłoniły mnie do opowiadania o nim.

Informacja prasowa o tekście "Westerplatte" opublikowana w 1946 roku w tygodniku "Polska Zachodnia"


Otóż mój znajomy, jak się później okazało będący jego szwagrem opowiedział mi o początkach jego powojennej kariery literackiej. Opowiadał również o krótkim literackim utworze, który Paukszta napisał w 1946 roku pod tytułem „Westerplatte”. Opowiadanie istniejące jedynie w rękopisie było tylko raz publikowane w tygodniku „Polska Zachodnia” zaraz po napisaniu. Eugeniusz Paukszta przez jakiś czas był zastępcą redaktora naczelnego tegoż pisma. Historią tą wzbudziłem wśród moich kolegów wielkie zainteresowanie.


Wywiązała się dyskusja na temat wartości tekstów o Westerplatte i genialnej pozycji Melchiora Wańkowicza „Dwie prawdy - Westerplatte, Hubalczycy”. Czytałem oba opowiadania i wydaje się, że to nieco różniące się spojrzenia na przebieg walk na Westerplatte. Na pewno fakty są jednoznaczne, ale jest pewna różnica w narracji. Wańkowicz oddaje złożoność chwili i wiele historycznych kontekstów, natomiast Paukszta poprzez oczekiwanie na wydarzenia buduje napięcie sytuacji. Obaj autorzy nie odnoszą się do złożoności stanu rzeczy, obrony i konfliktu Dąbrowskiego z Sucharskim. Jednym słowem otrzymujemy literacki opis tego samego tragicznego wydarzenia rozpoczęcia drugiej wojny światowej. Obraz widziany oczami innej znakomitej literackiej osobowości, do tej pory zupełnie nieznany, przybliżający czytelnikom stan ducha polskich żołnierzy, czasami ich wątpliwości i bohaterskość w obliczu bezwzględnego wroga.

Eugeniusz Paukszta, portret namalowany w 1953 w Jastrzębiej Górze przez Ignacego Klukowskiego


Oto fragment utworu Eugeniusza Paukszty.
…”Nowe serie walą od strony Nowego Portu. Ach, to ze zboru ewangelickiego. Wysokie wieże górują nad Westerplatte. Ma wróg dobre pole obstrzału.
Kapral ze zdumieniem spogląda na zegarek.
- Dopiero wpół do szóstej.
Komuś ze zdziwienia trzaska przez pół zapalana niecierpliwie zapałka.
- Jezu, a tu się jakby już tydzień przebył.
W kącie na ziemi z cicha jęczy ranny strzelec. Obok martwymi oczami pusto spogląda w przestrzeń kapral Kowalczyk. Jego godzina już minęła.
Ktoś donosi, że ciężko ranny został dowódca „Promu”, porucznik Pająk. Zabici jeszcze st. sierżant Najsarek i st. szer. Zięba.
Ktoś próbuje nucić:
- „Śpij, kolego, w ciemnym grobie ….”
Nowe strzały wstrząsają ziemią. Wali „Schleswig Holstein”. Sieką k-my spichlerza, z wieży kościelnej.
Z bolesnym jękiem ginie jedyne polskie działo. Nad Westerplatte poczyna mocniej przygrzewać słońce. W koszarach polskie radio obwieszcza wszystkim narodom napaść niemiecką:
- Wojna się rozpoczęła…
- La querrecommenca…
- Wajna naczałaś…
- It’s war…
Powietrze wibruje, roztrącane lotem pocisków. W chwilach między jednym strzałem a drugim od strony miasta niosą się jakieś hałasy – okrzyki, wiwaty…
Dochodzi godzina siódma rano. Dla Westerplatte wojna zaczęła się dwie godziny i kwadrans temu. Zaczęła się najwcześniej…”


Redakcja „Gazety Gdańskiej” otrzymała od rodziny autora pozwolenie na publikację utworu. Dziś prezentujemy fragment, a w sierpniu w kilku kolejnych wydaniach gazety zaprezentujemy tekst w całości. Mamy wrażenie, że publikacja zupełnie nieznanej relacji pochodzącej z 1946 roku napisanej bezpośrednio po zakończeniu wojny, wzbogaci wiedzę o heroicznej walce żołnierzy polskich na Westerplatte.

Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam