Tonacja smaku Klaudii Teodorowicz-Bosco

Klaudia Teodorowicz-Bosco to malarka z doświadczeniem gdańskiej uczelni, paryskich treści malarzy „szkoły sopockiej”, biegłości zdobytej w Ecole des Beaux Arts, malarskiego kunsztu jej mamy i wreszcie, a może przede wszystkim, swojej bogatej osobowości, które to wypełniały przestrzeń małej pracowni gdzie spotkałem się z artystką i jej sztuką.


W drodze powrotnej ze spotkania przypomniałem sobie o wątkach, których nie poruszyłem. Mogło się tak zdarzyć, bowiem rozmowa była wielopłaszczyznowa, natłok wydarzeń tak ciekawy i duży, że mógł przytłoczyć, a unosząca się nad spotkaniem, wyczuwalna nieco metafizyczna aura dopełniła wrażenia. Znana już dobrze na europejskich rynkach sztuki, u nas odkrywana na nowo. Ale to nie przypadek, los tak sobie nie rozdziela zdolności. Wiedza, praca i talent nie wybierają przypadkowo. Mistrzowskie umiejętności całych pokoleń pracują na ukształtowaniem takich indywidualności. W wypadku Teodorowicz-Bosco to rodzinna historia polskiej inteligencji, paryskich kolorystów, jej mamy, ale i Erszkowskich, Wójcików i samego Ostrowskiego „Kacha”, profesora który wywarł na młodej studentce największe wrażenie.


To także echa korsykańskiej melodii, ale także niespodziewanych losów dnia powszedniego. Przeplatające się wątki zwątpienia, dywagacje o istocie i sensie trwania, mądrości, wartościach i wyborach, pytania egzystencjalne nadające życiu bieg. Jej malarstwo zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie, a przecież często widziałem podobne i przechodziłem obok. Teraz było inaczej, to inny wymiar, coś zupełnie nowego. Więc skąd wzięła się ta nowa narracja widzenia małych pejzaży, wyjątkowa, kierująca myśli w nieznane motywy, czy to przypadek? No nie, artystka posiada wykwintne myślenie o sztuce, więc to nie tylko talent, a może jeszcze coś innego? Poszukiwanie i odkrywanie swojego opowiadania, może nie prostego, czasami trudnego, może nawet bolącego, daje jednak oddech i może nawet prowadzić do odnalezienie się na właściwej drodze.

Malarka z autorem tekstu


Odnajdywanie różnych aspektów między destrukcją, stanami przejściowymi z możliwością zakotwiczenia się głębiej i świadomością spraw ostatecznych, może boskich, myślę, że nadały jej sztuce ten nowy koloryt widzenia, jesienno-zimowy, stworzony jak w starych dziełach romantycznej północy, artystka znalazła i tworzy w swojej aurze, dotyka wybitnej sztuki. Dalej jednak szuka, poszukiwania co rusz mają nową odsłonę, ale malarka nie przewraca wszystkiego do góry nogami, jej wybory nie szokują, nie interesuje jej obrażanie ludzi, mimo wszystko jest odkrywcza, poszukuje nowych technik i sięga do sprawdzonych już wcześniej.


Jednak pewnego rodzaju tradycja pociągnęła mnie w jej twórczości, sięganie do stanisławowskiego klimatu i lamowskiej* nowoczesności, wykorzystuje własną technikę łączenia barw, dzięki różnorodności nadaje świeżość, to nie są pejzaże, których oglądanie może się znudzić. Jawi się coś poruszającego i to nie tradycja, choć może się tak wydawać, forma jest znana, a stylistyka tchnęła nową wartość poprzez delikatną fakturę. Niby wygląda jak za dawnych lat, ale jest inaczej.


Oglądając te prace mnie jednak jawią się obrazy przeszłości, wędrującej grupy malarskiej na początku wieku szukającej pośród wrzosowisk, nie przymierzając jak młodzi malarze poszukujący w okolicach Worpswede odpowiedniego pleneru aby malować coś nowego. Obok stoi pejzaż klasycznej elegancji, czy może już nokturn, grafitowe ciemne niebieskości, kobaltowo-granatowe, jesienno-zimowe kolory nie odwołują się do wiosenno-letnich, przyjemnych klimatów znad Zatoki Lwiej. Lazurowej kolorystyki codziennego dnia, tak dalekiego w rozumieniu dzisiejszej twórczości, to nie ta melodia. Dzisiejsza jeszcze jawi się inaczej. Coś jeszcze bardziej wzniosłego, coś co pozwala kroczyć coraz dumniej. Nie zapominając o przeszłości, na pewno nie, ale droga do nowego prowadzi poprzez kolorystyczne malarstwo mamy. Coś co ładuje i daje nowe siły. Niezapomniany rodzaj sztuki, już dawno minął, ale inspiruje nadal, wydaje się, że nie ma powrotu do starego, a jednak.


Wiem, że Klaudia Teodorowicz-Bosco jest już daleko dalej, ale to ciągłe przenikanie się rzeczywistości z przeszłością ma również swoje miejsce w sztuce. Talent artystki wznosi jej prace do czegoś nowego, wyjątkowego co pozwala tworzyć estetykę, oryginalnego języka i przenosi nas w śmiałe rewiry rozumienia codzienności i to nie jest niezrozumiała abstrakcja. Malarka jest kobietą rozumiejącą złożoność przyziemnych problemów, umiejącą sobie z nimi radzić. Nowe widzenie pejzażu nie zamknęło twórczego myślenia, otworzyło na nowe, pojawił się eksperyment z już dawno odkrytym „papier marche” i ujawnił drogę do postępowego widzenia obrazu drogi Chrystusa. Prace są tak dobre, iż w swej wizualizacji nadają niebywałą jakość sztuce sakralnej. Myślę, że otwierają zatęchłe obrazy sacrum na nowoczesność.


Stanisław Seyfried

* lamowskiej - nawiązującej do malarstwa Władysława Lama - malarza, grafika który studiował w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych pod kierunkiem Axentowicza i Mehoffera. W 1925 był w Paryżu, skąd podróżował na południe Francji, gdzie namalował wiele studiów pejzażowych i widoków architektonicznych. Po wojnie wykładał rysunek w Szkole Sztuk Pięknych w Sopocie, PWSSP w Gdańsku oraz na Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej.

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam