Ostatnio z wielką przyjemnością odwiedziłem Galerię El, tę samą o której przed laty było tak głośno. Myślę oczywiście o najlepszym okresie działalności, pięciu Biennale Form Przestrzennych w Elblągu (1965-1973).
Dawne czasy, zmieniało się widzenie sztuki, style, mody, zmieniały się rządy, zmienił się świat, powoli odchodzą ludzie. Oczywiście zostały wspomnienia i od czasu do czasu przypomnienie wydarzenia, które do dziś pozostało w pamięci wielu Polaków, przynajmniej tych, którzy choć trochę interesowali się sztuką. Dziś zobaczyłem miasto powoli wydobywające się z marazmu końca XX wieku, z rodzącą się perspektywą oddechu nowego życia. Czas ruszył z miejsca, odbudowane Stare Miasto robi wrażenie. Zastanawiam się tylko czy prezentacja sztuki podąży za rozwojem miasta. Jak się zorientowałem nie wszyscy są zadowoleni z otwarcia na świat i tego nie rozumiem, ale to już polityka i brak wyobraźni.
Puściłem wodze fantazji i zobaczyłem elblążan przed dwustu laty spacerujących wąskimi uliczkami nad kanałem i artystów rozkładających sztalugi, byli doskonałymi artystami, dobrze wykształconymi, zafascynowani nie tylko miastem ale również okolicznymi pejzażami znad Zatoki Wiślanej, odbywający wycieczki nad pobliski Zalew Kuroński i odkrywający magiczną Nidę. Było ich tu kiedyś wielu. Reprezentowali wielkie umiejętności, znani byli w całej Europie. Chciałbym przypomnieć czasy, w których sztuka rozwijała się tu dość prężnie. Przed wojną Elbląg leżał w granicach Prus Wschodnich, a obok rozwijał się Königsberg z olbrzymią Akademią Sztuk Pięknych z wielkim środowiskiem niemieckich ekspresjonistów i malarzy realistów. Oczywiście, to inne czasy, nierozłącznie przypominające krzywdy wojenne, o których trudno zapomnieć, na szczęście mamy to już za sobą, ale wspominam o tym dlatego, że pozostała olbrzymia spuścizna malarska po wielkich artystach, którzy z miastem byli związani, tu tworzyli, tu mieszkali, i co by nie mówić mieli olbrzymi wpływ na kulturalne życie Elbląga. Stosunkowo niedawno, bo za czasów istnienia Galerii Zum wraz z Sopockim Domem Aukcyjnym miałem możliwość organizowania kilku wystaw malarzom wywodzącym się z Królewieckiej Akademii Sztuk Pięknych. Pamiętam, że galeria prowadzona przez panią Krystynę Olechnowicz pękała w szwach. Niewątpliwie były to wydarzenia nie mające nic wspólnego z sentymentem po tamtych czasach, ale przybliżały artystyczny wymiar miejscowej sztuki. Już w Polsce podobnego wyczynu dokonał Gerard Kwiatkowski wielka postać elbląskiej sztuki, człowiek który wraz z Januszem Hankowskim i Jerzym Wojewskim doprowadził do powstania Galerii El.
Dziś obejrzałem pośmiertną wystawę poświęconą Hankowskiemu. Nieznane, niepokazywane wcześniej prace zaprezentowane na wystawie ucznia Stanisława Teisseyre’a przypomniały lata powstawania galerii. Jak się ucieszyłem kiedy zadzwonił do mnie jego przyjaciel Jerzy Wojewski i zaprosił mnie do obejrzenia tej ekspozycji. Hankowski nagle w ubiegłym roku odszedł. Znaliśmy się, bywałem na jego wystawach. Wywodził się z pokolenia tworzącego nowe widzenie sztuki w powojennym okresie. Dziś już wiem, że w Elblągu odegrał ważna rolę, trudno łączyć go z przedwojennymi mistrzami, ale wiem, że budował od nowa kulturalną tradycję nowej epoki w mieście. Dziś państwo Wojewscy, animatorzy wydarzeń kulturalnych w Elblągu od czasu do czasu przypominają już historyczne fakty, które warto utrwalać i o których warto pamiętać.
Janusz Hankowski
Po etnograficznych studiach, które ukończył w 1955 roku na Uniwersytecie Warszawskim, postanowił rozwinąć swój talent w Gdańskiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Pięknych. Janusz Hankowski trafił na malarstwo do Kazimierza Śramkiewicza, lwowskiego malarza, asystenta Władysława Lama. Po roku był już w pracowni Stanisława Teisseyre’a, malarza pochodzącego również ze Lwowa, ale z rodowodem paryskim, lecz nie Pankiewicza, a modernistów.
Początek studiów miał olbrzymie znaczenie dla jego przyszłej drogi artystycznej. Młody student malarstwa, przeżywał wiele rozterek, bowiem właśnie wówczas w 1958 roku pojawił się w szkole Piotr Potworowski. Prosto z Anglii przywiózł do Sopotu zupełnie nowe spojrzenie na sztukę. Powiew nowej myśli, zafascynował wszystkich również Hankowskiego, który wówczas myślał o przeniesieniu się do pracowni Potworowskiego. (Prace z lat 60-tych, XX w.). Było jednak już za późno bowiem wcześniejsze studia etnograficzne i osobowości dotychczasowych profesorów malarstwa już dość mocno ukształtowały przyszły wizerunek artysty.
Janusz Hankowski studia ukończył w 1963 roku. Chwilę później w jego malarstwie pojawił się Don Kichot z La Manchy. Postać Don Kichota w malarstwie artysty pozostała już do końca i jawiła się w różnych sytuacjach, w różnych figurach i miejscach, ale prawie zawsze w pejzażach wschodu, jednak nie tych dalekich, a znanych nam dobrze, tych bliskich.
Hankowski lata szkoły podstawowej i wojny spędził w Białymstoku. Kultura wschodu, prawosławia miała duży wpływ na jego twórczość. Błędny rycerz przeniesiony z Hiszpanii otoczony został cerkwiami. Świat postaci, świętych, rycerzy jest monumentalny, wydłużone figury wprowadzają nas w idylliczno-poetycki nastrój, przypominający niekiedy nastrój obrazów Kiejstuta Bereźnickiego. Jego obrazy pełne symboli i znaków odwołują się do cervantesowskiej idei bohatera poszukującego, bezradnego, zagubionego, ale walczącego ze złem.
Janusz Hankowski swoją sztuką wzbogacał krajobraz elbląskiej przestrzeni artystycznej, układającej się w długi ciąg tradycji miejscowego malarstwa. Od Harry Schultza, Bertholda Hellingratha, Paula Emila Gabla, Grunwalda po Tomanka, Tomczyka, Jarmużewskiego, Jakubowskiego i Książkiewicza. Ostatni raz wystawiał w Galerii Zum oraz w Galerii El, jego sztuka wyraźnie i znacząco podnosiła poziom elbląskich prezentacji malarskich.
Stanisław Seyfried
fot. Mariusz Hoffman