Wilhelm Hammershøi

Nie pojechałem do Poznania podziwiać Plaży w Pourville Claude’a Moneta, zachwycać się Lovisem Corinthem czy doceniać polskich modernistów, ale ściągnął mnie tam prezentowany po raz pierwszy w Polsce duński malarz Wilhelm Hammershøi. I też nie dlatego, że należy do czołówki malarstwa duńskiego, przełomu XIX i XX wieku, ale dla jego wymykającej się spod kontroli sztuki, z określeniem której w jego wypadku możemy mieć mały problem.


Wystawa w Poznańskim Muzeum Narodowym robi duże wrażenie, oglądamy ją z niezwykłym zaciekawieniem próbując dociec gdzie znajduje się „klucz” do tego malarstwa? Potrzebne jest zatem specjalne nastawienie, a trudno je mieć, nie znając artysty i praktycznie nigdy o nim nie słysząc. Istnieje także potrzeba przygotowania odpowiedniego nastroju dla właściwej oceny jego twórczości. Oczywiście każdy ma swoją wrażliwość i oceny mogą być różne. Wiedziałem co mnie czeka, bowiem studiując losy gdańskiego malarza Wolnego Miasta Gdańska Fritza Pfuhle, którego idolem był właśnie Hammershøi, przygotowany byłem na ciszę, światło i poezję, o której pisał kiedyś dziś już zapomniany Willi Drost, znawca gdańskiej sztuki. Ta poezja towarzysząca, jak zapomniane strofy niezrozumiałego wiersza otworzyła mi oczy na ponadczasowe malarstwo. To wyższa szkoła smaku, musiała towarzyszyć artyście od najmłodszych lat kiedy domową ”nutę” tworzyła jego mama. Dziś możemy obejrzeć to malarstwo w poznańskim Muzeum Narodowym. Przygotowywana od kilku lat wystawa zobaczyła światło dzienne. Jeszcze w nowym roku zostanie przeniesiona do Krakowa. Szkoda, że Gdańska nie stać na zorganizowanie takiego pokazu. Co stoi na przeszkodzie? Ale Gdańsk pod tym względem pozostaje ”zapyziałym grajdołem”, najlepsze lata już dawno minęły. Pamiętam przed dekadą zadawałem takie pytanie po obejrzeniu wystawy Williama Turnera w Krakowie. Minął czas i nic się nie zmieniło.

Muzeum Narodowe w Poznaniu



Wilhelm Hammershøi, Młoda kobieta. Odpoczynek, 1905, olej na płótnie


Ale powracając do Poznania. Wielkie trudności sprawiło dotarcie do Muzeum Narodowego. Rozkopane Centrum Poznania sprawia wiele problemów, duże trudności i niewygodę, to już nie ten czas i nie to zdrowie, ale niedogodności i złapane po drodze kontuzje wynagrodziły emocje i ten kunszt najwyższej jakości malarstwa. Opłaciło się, cóż znaczą niedogodności wobec takiej sztuki i wielkiej uczty duchowej.

Wilhelm Hammershøi



Wilhelm Hammershøi, Wnętrze Strangade 30, 1900, olej na płótnie


Do historii światowego malarstwa przeszedł jako artysta trudny. Sam rozpatrujący zagadnienia i wątpliwości zależności między światłem, kolorem i liniami, tu prawdopodobnie można doszukiwać się tego klucza o którym pisałem wcześniej. Myślę, że to ta skandynawska melancholia wynikająca z samotności i taktu. Świetnie widać to w pejzażach prezentujących skandynawską surowość krajobrazu. Hammershøi urodził się w 1864 roku, a więc już po najlepszych czasach duńskiego złotego wieku przypadającego na pierwszą połowę XIX wieku. Nie uczestniczył w spotkaniach kolonii artystycznej Skagen. Jego sztuka wymyka się z jakiejkolwiek porównań i analogii. Monochromatyczne dzieła przesiąknięte ciszą, światłem i spokojem, szaro-błękitne, płaskie, ubrane w patynę czasu są nieruchome, stoją w miejscu. Drzwi, okna i wpadające zmieniające się przez nie światło układające się na podłodze tworzy klimat tej samotności i ciszy.

Wilhelm Hammershøi, Widok z Jaegersborg Allé na północ od Kopenhagi, 1892, olej na płótnie



Wilhelm Hammershøi, Fragment wystawy, obrazy architektury


Właściwie moją uwagę na jego osobę nie zwrócili malarze malujący w Skagen, urzeczeni prostotą i autentycznością rybackiej wioski, a Fritz Pfuhle, malarz już pracujący od 1910 roku na Politechnice Gdańskiej i po objęciu stanowiska dziekana Wydziału Malarstwa i Architektury. Nowy profesor w Gdańsku, jeszcze młody, ale cały czas poszukujący swojej drogi, przemierzył Szwecję, Danię, Norwegię dla znalezienia duchowego pokrewieństwa dla swojej wyobraźni i znalazł delikatne i stonowane wnętrza Wilhelma Hammershøia oraz wysublimowany styl portretów innego Duńczyka Lauritsa Tuxena. Ten świat z ponadczasową szkołą kopenhaskiej kultury malarskiej zgrał się z jego oczekiwaniami, przejrzystą geometrią kompozycji. Nastrojowe obrazy Hammershøia ukierunkowały sztukę Pfuhlego, dzisiaj słabo zauważalnego. Jednak tak długa droga Duńczyka, którą swoją wiedzę i umiejętności budował od ósmego roku życia, w końcu w Kunstnernes Frie Studieskoler w Kopenhadze, szkole założonej przeciw stagnacji Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych pozwoliło na jego zauważenie. Warto jednak wspomnieć, że pierwszy profesor Frederik Vermehren obdarzył swojego studenta pełną swobodą i zrozumieniem jego talentu. Natomiast studia u Pedera Severina Krøyera, norweskiego artysty związanego z kolonią Skagen, autora „błękitnych obrazów” malowanych na plaży półwyspu Jutlandzkiego, będących daleko od zapatrywań Hammershøia również przyczyniły się poprzez studia modelowe do szerszego zainteresowania jego portretami.

Wilhelm Hammershøi, Pokój przy Strandgade ze światłem słonecznym na podłodze, 1901, olej na płótnie


Poznańska wystawa odkrywa duńskiego malarza w całej jego osobowości. Kuratorka wystawy Martyna Łukasiewicz dołożyła wielu starań aby przedstawić artystę w szerokim polu widzenia. Z różnych miejsc na świecie sprowadzała jego dzieła, przedstawiając je w kilku aspektach: wnętrz, architektury, aktów i portretów oraz martwych natur. Niezwykle wysoka kultura malarska Hamershøia pozostawia olbrzymie wrażenie, jego wyczucie, smak, umiejętności, talent dostarczyły niezwykłych wrażeń, pozostawiając stały znak w mało znanym europejskim malarstwie, w końcu pokazanym w Polsce. Wysublimowane piękno sprawiło emocjonalne doznania i nie pozostawia widza obojętnym.

Stanisław Seyfried
fot. Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam