„Józefka ” i „Magda”

Profesor Józefa Wnukowa, legenda Sopotu, mieszkała przy ulicy artystów. Jednak jej legenda już dziś powoli zaciera się, nieliczni jeszcze pamiętają jej ostre zdecydowane podejście do życia.


Prawdziwy charakter jej osobowości ukształtowała wojna. Ale wcześniej ukończyła studia w Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych i krótkie studia w Paryżu. Zaprzyjaźniona była z dużym towarzystwem przedwojennych polskich artystów, bywała w Krzemieńcu, Paryżu i Rzymie. Działalność na rzecz „Żegoty”, pomoc w ratowaniu znakomitych polsko-żydowskich malarzy: Artura Nacht Samborskiego, jego rodziny, a także pomoc w ratowaniu Jonasza Sterna i Marka Włodarskiego(Henryka Strenga) mogła zakończyć się najgorszym. Wraz z mężem i kilkoma przyjaciółmi, ale niezależnie prowadzili konspiracyjną działalność w lwowskiej „Żegocie” . Kiedy Niemcy powoli zaczęli „deptać im po piętach” przeprowadzili się do Warszawy. We Lwowie Wnukowa działała pod pseudonimem „Józefka”. Rozłąka z mężem była nieunikniona. Marian Wnuk mąż, wybitny polski rzeźbiarz działający w Zarządzie „Żegoty”, zamieszkał u swojego przyjaciela Jana Cybisa i dalej współpracował ze Stanisławem Teisseyrem, a żona podjęła współpracę z AK i po szybkim kursie, już jako łączniczka i sanitariuszka, odegrała znaczącą rolę w Powstaniu Warszawskim. Wydostała się nocą z walczącej stolicy, brawurową akcją, przeprawą wpław przez Wisłę z meldunkiem do gen. Berlinga. Teraz działała pod pseudonimem „Magda”. Jako przedwojenna taterniczka, pływaczka AZS Warszawa w warunkach stałego ostrzału przeprawy, dokonała niemożliwego wyczynu. Trafiona w nogę zemdlała po złożeniu generałowi ważnego meldunku. Trafiła do szpitala i dopiero teraz po wojennej walce o przyjaciół, malarzy, polskich Żydów we Lwowie, gehennie powstania, przepraw w kanałach warszawskich, szpitalu, mogła pomyśleć o swojej sztuce. W Łańcuchowie, niedaleko Lublina zbierała siły i tam spotkała polskich malarzy: Hankę i Jacka Żuławskich, Juliusza i Helenę Krajewskich, Aleksandra i Wandę Winnickich, Stanisława i Marię Teisserów, Jerzego Wolfa oraz swojego męża Mariana Wnuka. Wkrótce po zakończeniu wojny wszyscy zjechali do Krakowa na pierwszy ogólnopolski zjazd plastyków. 15 czerwca 1945 roku zadecydowali, że pojadą do Gdańska zakładać polska uczelnię malarską. W towarzystwie małżeństw: Hanki i Jacka Żuławskich, Krystyny ”Łady” i Juliusza Studnickich, a także Janusza Strzałeckiego wraz ze swoim mężem, a po pewnym czasie przy wsparciu Artura Nacht-Samborskiego oraz Stanisława Teisseyre’a, rozpoczęli organizowanie Instytutu Sztuk Plastycznych w Gdańsku z siedzibą w Sopocie. Zajęcia rozpoczęli 15 października 1945 roku.

Józefa Wnukowa, Kaczeńce nad Radunią, 1983, olej, płótno



Józefa Wnukowa

Wojna wyzwoliła w artystce nowe emocje, stała się osobą nico zmienioną, mocniejszą i bardziej zdecydowaną. Pamiętam scenę, której byłem światkiem na początku lat 70. Podczas adaptacji wystawy w sopockim BWA, coś było nie tak i jej reakcja na błędy była natychmiastowa, ostre uwagi szubko przywróciły odpowiedni porządek. Jej jedna z najlepszych studentek śp. Zuzanna Strzelecka „Zula” wspominała swoją panią profesor: …”Zachwycała niezwykła osobowością. Do wszystkich swoich wystąpień w szkole przygotowywała się sumiennie. Czytała tony książek. Wszędzie musiała być pierwsza, a w ogóle uważano ja za nadzwyczajnego człowieka. Była bardzo oddana i zaangażowana, zawsze stawała w obronie pozycji szkoły, Sopotu i Polski. Przede wszystkim była tytanem pracy, wymagała bardzo dużo od studentów, ale jeszcze więcej od siebie. Pamiętam kiedy przyjechała delegacja z Londynu, żeby odznaczyć ją za działalność w czasie wojny, gdy była sanitariuszką. Wnukowa przeprosiła, mówiąc, że żadne odznaczenia jej się nie należą, ponieważ wypełniała tylko swój obowiązek. Odznaczenia powinni dostać chłopcy, którzy zginęli. I oczywiście odznaczenia nie przyjęła. Pod koniec życia „klepała biedę” nie wystarczało nawet na lekarstwa. Emerytury miała tyle co „kot napłakał” pomagałam jej, jak mogłam, chodziłam do urzędu po pomoc dla niej. Profesor Wnukowa mieszkała w Sopocie na Obrońców Westerplatte, tam gdzie mieszkał profesor Haupt.”*

Józefa Wnukowa, Nad rzeką, 1989, olej, płótno



Józefa Wnukowa, Przed deszczem, 1989, olej, płótno

Sztuka Józefy Wnukowej wywodzi się z doświadczeń artystów wychowanych w paryskiej szkole Józefa Pankiewicza, z którą zetknęła się dopiero po wojnie w Sopocie. Była wychowanką profesorów Władysława Skoczylasa, Miłosza Kotarbińskiego i Tadeusza Kulisiewcza, ale zawsze była jej bliska sztuka użytkowa. W 1947 roku objęła kierownictwo Zakładu Tkanin Dekoracyjnych, opracowała tkaniny obiciowe na zamku w Książu i Gołuchowie, brała udział w odbudowie Gdańska według jej projektów dekorowano elewacje kamieniczek. Malowała pejzaże, zazwyczaj morskie, była bliska kolorystom szkoły sopockiej. Zafascynowanie morzem było tak duże, że trwało przez całe dorosłe życie artystyczne, a częste podróże morskie przyczyniły się do powstania kilku ciekawych cykli malarskich do których na pewno można zaliczyć obrazy cyklu „Wśród mórz i oceanów”. Obrazy powstały podczas jednej z ostatnich podróży malarki, statkiem m.s. „Artur Grottger”, którego była matką chrzestną. W rejsie dookoła świata powstały przynajmniej trzy z czterech prezentowanych wyżej pejzaży.

Józefa Wnukowa, Pejzaż tropikalny, 1989, olej, płótno

Józefa Wnukowa zmarła w 2000 roku w Sopocie. Na pewno była przedstawicielką pewnego nurtu sopockiej odrębności artystycznej, wynikającej z postawy powojennego realizmu. Nurt, czy postawa zarysowana niezaprzeczalnym talentem malarskim, nazwana została przez fachowców „szkołą sopocką”.

* - Cytat z niepublikowanego wywiadu z artystką, przeprowadzonego przez autora tekstu w 2010 roku.

Obrazy pochodzą z kolekcji gdańskiego kolekcjonera A. Walasa

Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam