Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku z okazji 83. rocznicy wybuchu wojny przygotowało kilka ciekawych wydarzeń. 1 września w salach Muzeum odbędzie się debata oksfordzka, pokaz filmu "Orzeł" oraz recital Leszka Możdżera "Wstanie świt", natomiast redakcja "Gazety Gdańskiej" przedstawia trzy spojrzenia na początek wojny w Gdańsku.
Marian Mokwa i Claus Bergen
Dwa obrazy przedstawiające tę samą scenę, namalowane w dwóch różnych sytuacjach, przedstawiają w kanale portu Gdańskiego okręt niemieckiej floty, pancernik „Schleswig-Holstein”. Tytuły sceny są różne, jeden „Ostrzał Westerplatte” autorstwa niemieckiego malarza Clausa Bergena, namalowany tuż po rozpoczęciu wojny, drugi, „Napaść na Westerplatte” polskiego malarza Mariana Mokwy namalowany już po wojnie. Niestety obraz Mariana Mokwy zaginął lub jak udało się ustalić prawdopodobnie znajduje się w prywatnych zasobach rodziny artysty. Po raz pierwszy o tych obrazach pisałem w 2014 roku i myślałem, że uda się dotrzeć do prawdy o dziele Mokwy, niestety sprawa jest trudniejsza. Natomiast historia obrazu niemieckiego malarza Clausa Bergena „Ostrzał Westerplatte”, członka NSDAP jest prostsza. Obraz znajduje się w Monachijskim Domu Sztuki. Prawdopodobnie jeszcze w czasie wojny, był reprodukowany na pocztówkach firmy „Photo – Hoffmann, Monachium”. Jedna z takich pocztówek, a właściwie jej zdjęcie w ramach wymiany z kolekcjonerem ze Stanów Zjednoczonych trafiła do Polski. Znajduje się w zbiorach gdańskiego kolekcjonera Andrzeja Walasa. Co prawda tylko czarno-biała reprodukcja, ale mimo wszystko robi duże wrażenie. Pewnie również duże wrażenie wywołał obraz na wystawie malarstwa monachijskiego podczas gdańskiej prezentacji w grudniu 1941 roku.
Wówczas pokazywana była inna wersja różniąca się nieznacznie od tej monachijskiej, nic nieznaczącymi szczegółami. To samo przedstawienie. Pancernik „Schleswig-Holstein” w momencie oddawania salwy ze swoich 280 mm dział w kierunku polskiej składnicy. Okręt cumuje na zakręcie „Pięciu Gwizdków”, lewą burtą do Westerplatte, a malarz stoi na portowej kei w Nowym Porcie. Obraz został namalowany z dużą ekspresją. Przedstawia potworność, przerażenie i grozę tamtej chwili. Tylko, że intencje artysty oddają zupełnie co innego, niż to co miał na myśli inny malarz malujący parę lat później identyczną scenę z prawie tego samego miejsca. Praca, stworzona przez polskiego artystę - Mariana Mokwę prawdopodobnie nie różni się specjalnie, jak wynika z relacji osoby znające oba obrazy. Tytuł niemieckiej ujęcia „Ostrzał Westerplatte”, tytuł polskiego obrazu „Napaść na Westerplatte”. Taki mały drobiazg. Wiemy na pewno, że obraz Mokwy prezentowany był na wystawie przed wielu laty we Fromborku.
Historia Westerplatte dosyć dobrze udokumentowana w literaturze, filmie czy słuchowiskach i reportażach radiowych, praktycznie w plastyce nie istnieje. Claus Bergen, był zdolnym niemieckim marynistą, sławiącym zwycięstwa Kriegsmarine na morzach i oceanach I i II wojny światowej. Malarz kończył Akademię Królewską w Monachium u profesora amerykańskiego pochodzenia Carla von Marra. Największą sławę przyniosły mu dwa dzieła. Kupiony do kancelarii Hitlera za 12 tys. marek obraz zatytułowany „Przeciwko Anglii” i najsłynniejsza jego praca „Ostatnia walka Bismarcka”. Dziś wiele jego obrazów znajduje się w amerykańskich muzeach. Natomiast obraz Mariana Mokwy „Napaść na Westerplatte”, należący kiedyś do kolekcji Andrzeja Walasa, zaginął w przedziwnych okolicznościach. Nie pozostały żadne zdjęcia. To pozycja ważna dla naszej historii i powinna być prezentowana w muzeum.
Na chwilę przed atakiem
Dowódca pancernika „Schleswig-Holstein” komdr. Kleikamp 23 sierpnia dowiedział się o kurtuazyjnej wizycie dowodzonego przez siebie okrętu w Gdańsku. Jak się okazało szczegółowe instrukcje dotyczyły ostrzelania artylerią okrętową rejonu Westerplatte. Jednocześnie zapewniony został, że zajęcie półwyspu nastąpi siłami gdańskimi. Okręt miał posłużyć poza atakiem na Wojskową Składnicę Tranzytową na Westerplatte jako osłona niemieckich działań w porcie i w Zatoce Gdańskiej. W tym samym czasie 25 sierpnia przygotowania do wojny w porcie gdańskim przybierały na sile. Usunięto ze stanowiska i aresztowano szefa pilotów portowych komdr. Tadeusza Ziółkowskiego. Rozbrojono polskich policjantów portowych, oraz aresztowano polskiego sygnalistę pełniącego służbę w latarni morskiej u wejścia do portu. Wszystkie te działania z wielką uwagą i ostrożnością obserwowali polscy żołnierze z Westerplatte. Powoli zdawali sobie sprawę z faktu wybuchu w najbliższym czasie wojny, ale ich determinacja była godna najwyższego uznania.
Z dziennika działań bojowych pancernika „Schleswig-Holstein”
25 sierpnia, piątek Godzina 9.05
Mijamy boję wejściową Nowego Portu. U stóp mola zachodniego powiewają flagi gdańskie, warta honorowa prezentuje broń, słychać dźwięki hymnu niemieckiego.
1 września, piątek Godzina 4.48-4.55
Uderzenie ogniowe na Westerplatte. 8 pocisków kalibru 28 cm artylerii ciężkiej i 59 pocisków kalibru 15 cm artylerii średniej bije w południowo-wschodnią część muru, także ogień 600 pocisków z karabinów maszynowych wzór C/30. Okręt podszedł dziobem skierowanym lekko naprzeciwko skarpy przy warsztatach portowych zajął pozycję. Holownik „Danzig” przy rufie okrętu. W czasie akcji ogniowej zostają trafione liczne budynki zabudowy portowej, które stanęły w płomieniach…
1 września, piątek Godzina 7.07
Nadchodzi radiodepesza z kompanii szturmowej: opór zbyt wielki, kompania musiała się wycofać. Prosi przygotowanie artyleryjskie na drzewa i koszary. Rozkaz do strzelania nadejdzie stąd.
1 września, piątek Godzina 13.00
Okręt cumuje w miejscu postoju przed Wisłoujściem. Z kompanii szturmowej: Zajęcie Westerplatte przez kompanię niemożliwe. Dowódca kompanii ciężko ranny. Ppor. Schug dostał rozkaz objęcia dowództwa kompanią.
Westerplatte - Eugeniusz Paukszta
Dzięki uprzejmości pana Karola Klukowskiego, rodziny polskiego pisarza Eugeniusza Paukszty przypominamy początkowy fragment już publikowanego na naszych łamach nieznanego utworu Eugeniusza Paukszty „Westerplatte”. Utwór napisany został w 1946 roku i praktycznie do dziś pozostaje nieznany. Opowiadanie istniejące jedynie w rękopisie było tylko raz publikowane w tygodniku „Polska Zachodnia” zaraz po napisaniu. Eugeniusz Paukszta przez jakiś czas był zastępcą redaktora naczelnego tegoż pisma. Opowiadanie Paukszty jest różniącym się od szeroko znanego utworu Melchiora Wańkowicza „Dwie prawdy - Westerplatte, Hubalczycy”. Czytałem oba opowiadania i wydaje się, że to nieco różniące się spojrzenia na przebieg walk na Westerplatte. Na pewno fakty są jednoznaczne, ale jest pewna różnica w narracji. Wańkowicz oddaje złożoność chwili i wiele historycznych kontekstów, natomiast Paukszta poprzez oczekiwanie na wydarzenia buduje napięcie sytuacji. Obaj autorzy nie odnoszą się do złożoności sytuacji, obrony i konfliktu Dąbrowskiego z Sucharskim. Jednym słowem otrzymujemy literacki opis tego samego tragicznego wydarzenia rozpoczęcia drugiej wojny światowej. Obraz widziany oczami innej znakomitej literackiej osobowości, do tej pory utwór zupełnie nieznany, przybliżający czytelnikom stan ducha polskich żołnierzy, czasami ich wątpliwości i bohaterskość w obliczu bezwzględnego wroga.
WESTERPLATTE - (fragment)
Właściwie to było już pewne. Pewne od chwili, gdy „Schleswig-Holstein” przypłynął z wizytą do Gdańska. Niebo polityczne zbyt było zaciemnione, by mogło się obyć bez burzy. A potem wstrzymanie przez Niemców pociągu amunicyjnego z Gdyni do Westerplatte – pozbawiło zrębków ułudy ostatnich optymistów.
Nie łudziła się więc i załoga Westerplatte. Nie było złudzeń w Radzie Portu z powiewającą nad nią „komischeFlagge:” – jak Niemcy ją określali – flagą z orłem u drzewca i herbem gdańskim. Wbrew naiwnym telefonom Warszawy nie łudzono się w Komisariacie Generalnym R.P. w Gdańsku.
Najgorsze były chwile wyczekiwania. Ta niekończąca się czujność, napięcie uwagi na każdy szmer czy szelest, na każdy gwar mocniejszy. W napięciu spogląda przed siebie żołnierz z każdej z pięciu wartowni i z dwu placówek na przedpolu – „Promu” i „Przystani”. Na „Promie” tak jeszcze pachniało przyjemnie kapiącą żywicą za ściętych niedawno drzew lasu okalającego Westerplatte. Nocą był las stuletni ścinany dla lepszych możliwości obstrzału, nocą umacniano grubym bierwionem placówkę. Niech no by bowiem oko szpicla dojrzało – zaraz podniósłby się krzyk i hałas dyplomatyczny. To tylko Niemcom wolno było zwozić wciąż nowych i nowych „turystów”, wyładowywać broń w stoczni Schichau i szkolić dywizję SS-Danziger Heimwehr …
Wzmocniono załogę Westerplatte przez mobilizację pracowników cywilnych. Łącznie 171 ludzi. Cóż to znaczy wobec licznych oddziałów Hilfspolizei, Heimwehry, wojska regularnego, samolotów „sportowych” i artylerii. A nad tym wszystkim cień pancernika „Schleswig” o paręset metrów od czerwonych murów Westerplatte.
Duszna i ciężka była atmosfera wyczekiwania w ostatnią noc krytyczną. Zachodziło słonce jakąś nienaturalną czerwienią koloru krwi. Z oddali późno w noc niosło się głuche, a urągliwe krakanie wron. Morze tylko było spokojne. Ale w spokoju tym grozy więcej było niż ukojenia.
Zza murów Gdańska niosły się głuche poszumy. Od kilku dni meldowała plotka wieści o starciach granicznych, o wstrzymaniu ruchu kolei, o koncentracji oddziałów niemieckich. Z dudnieniem i łoskotem przeciągała ulicami miasta zmotoryzowana artyleria.
Aż przyszedł i rozkaz. – Bronić się posiadanymi środkami przez dwanaście godzin do czasu nadejścia z Gdyni drogą morską wzmocnienia załogi. Czy do osiągnięcia zadanie? Proporcja sił była przecież aż śmieszna….
Tekst i opracowanie materiałów S. Seyfried