Szafranowy kolor malarstwa Barbary Gruszki, gdańskiej malarki pozostał w mojej pamięci do dziś. Mijał czas, zacierały się obrazy odwiedzanych wystaw, aż trafiłem na informację o nowym pokazie jej malarstwa. Wróciły mocne wrażenia tamtej wystawy, kolorowe obrazy i zapach unoszący się w wyobraźni, silny, niepozostający bez znaczenia na emocje.
Przypomniałem sobie ten niesamowity klimat, który wywoływał unoszący się na około turkusowy blask oceanu, mocny zapach marokańskich przypraw, owoców i czegoś nieokreślonego i wcale nie pachnącego perfumami paryskiej ulicy. Pamiętam swoje wrażenia z pobytu w Maroku, te kolory wypełniające przestrzeń i zmysłową woń małego marokańskiego portu nad Oceanem Atlantyckim, portu rybaków łowiących sardynki, ale i portu załadunkowego marokańskich fosforytów. Dziś Safi to pozostałość po twierdzy wypełnionej handlarzami ceramiką, rybami, skórami, przyprawami i owocami. Ten klimat chodził za mną parę sezonów, aż zobaczyłem wystawę Barbary Gruszki zafascynowanej kolorami Maghrebu oddającej w zwiewnej arabskiej tonacji ostre odcienie piaskowej burzy kolorów. Tak jak oddali to w swojej genialnej marokańskiej muzyce niezapomniani Jimmy Page i Robert Plant. To zapewne połączona fascynacja i wielka wrażliwość może nie tyle na piękno i oryginalność, ale to także, ile na zewnętrzne źródła inspiracji.
Myślę, że to właśnie ten moment w twórczości gdańskiej malarki mógł zadecydować o przyszłych jej wyborach, bo oczywiście uniwersyteckie przygotowanie w Toruniu miało pewnie olbrzymie znaczenie. Szczególnie tradycja przeniesiona z Wilna wybitnych polskich artystów tworzących szkołę wileńskiej grafiki takich artystów jak: Jerzy Hoppen, Bronisław Jamontt, Edward Kuczyński czy malarzy: Ludomir Slendziński, Tymon Niesiołowski czy Stanisław Borysowski. Ich twórczość chcąc nie chcąc przenikała do studentów. To później oni tworzyli aurę toruńskiej sztuki. Po studiach często swoje losy łączyli z Wybrzeżem.
Zapewne było tak też w przypadku Barbary Gruszki, która dopiero po kilku latach od skończenia studiów rozwinęła swoje artystyczne skrzydła. Na Wybrzeżu wniknęła w nieco inne podejście do sztuki, ale to życiowe doświadczenie i potrzeba chwili podyktowały nową drogę wyborów. Myślę, że pewnie także nowe towarzystwo sopocko-gdańskich artystów, których kolorystyczne tradycje paryskiego malarstwa też mogły mieć wpływ na rodzącą się intelektualną estetykę sztuki Barbary Gruszki.
Zawsze w takich sytuacjach przypominają się wykłady Piotra Potworowskiego, który przyjeżdżając w 1958 roku z Anglii do Polski całkowicie zmienił widzenie polskiego koloryzmu. Mówiąc w skrócie zmienił widzenie Jana Cybisa też wykładającego malarstwo w gdańskiej akademii na bardziej nowoczesne. Potworowski będąc już bardzo chory, leżąc w poznańskim szpitalu pisał do swoich studentów listy, w których nawiązywał do plenerowych wycieczek odbywanych do przepięknego miejsca, do Rewy położonej nad Zatoką Gdańską. W jednym z listów pisał o pejzażu. Barbara Gruszka nie uczestniczyła w tych zajęciach, dopiero wiele lat później studiowała w Toruniu, ale dziś oglądając jej prace odnoszę wrażenie, że mogła być studentką profesora. Jego odkrywcze uwagi i nowe podejście do sztuki znalazło swoje miejsce w abstrakcyjnych pejzażach malarki…
”Piasek pod stopami, dalekość i bliskość, białe ptaki. Chmura szara, jasna na ciemnym tle, zakręt brzegu, woda, niebo, kiedy leżycie na piasku twarzą w górę, albo małe przedmioty przed oczyma, kiedy twarz zwraca się do piasku. Ta mnogość to ogromność, a tu tylko kawał deski i parę patyków zamiast linii, żeby zrobić pejzaż. Cały proces kondensacji wrażeń i decyzji, że są one liniami tylko, liniami prostopadłymi, liniami poziomymi. Ułożone na desce staną się nagle pejzażem mocniejszym i potężniejszym niż ta imitacja okna. A jeżeli, z łaski losu, farby się znajdą, ażeby kolor stworzyć, to będzie on położony jak coś nadzwyczajnego, kiedy nagle deska zaczerwieni się sienią paloną, musi to być reakcja. Używanie farb jak niewolników, zmuszanie ich do tworzenia przedmiotów - jest zbrodnią przeciwko samej istocie światła. Malarz to sługa światła, którego tajemnicę on odkrywa, każdą farbę musi odkryć i zakochać się w niej, zanim ośmieli się użyć ją jako kolorową plamę. Kończę, zwińcie się w kłębek, próbujcie zębami pejzaż, zanim zaczniecie go tworzyć, ale nie róbcie okna”.*
Fragment listu Piotra Potworowskiego w sposób sugestywny i myślę, że w sposób bardzo zrozumiały wyłożył koncepcję nowego podejścia do malowania pejzażu. To była rewolucja. Odejście od konwencji, która od tego czasu stawała się malarstwem ekspresjonizmu abstrakcyjnego, w wypadku Gruszki lirycznego, spokojnego, wyciszonego na wiele lat stworzyła koncepcje malarstwa ekspresji indywidualnej, zacierającej znaczenie sztuki przedstawieniowej. To nie jest tylko wzajemne ułożenie wobec siebie kolorów i linii. Trudno dopatrywać się konwencjonalnych odniesień, to modernistyczna interpretacja indywidualnych zapatrywań twórcy. To sztuka nieskrępowanego przekazu i emocji artysty wywołanych przeżytymi fascynacjami. W wypadku Barbary Gruszki to Maroko jego kultura, przyroda, i zapachy wszechobecnych przypraw: szafranu, mięty, kardamonu i imbiru. Ten zapach już zawsze będzie mi towarzyszyć przy oglądaniu tej zjawiskowej sztuki.
Stanisław Seyfried
* niepublikowany fragment listu Piotra Potworowskiego do swoich gdańskich studentów (ze zbiorów malarki Wandy Wójcik)
Wystawę malarstwa Barbary Gruszki można obejrzeć do 29 grudnia w foyer Polskiej Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku.