Wystawa „Dwa Żywioły” we Władysławowie

„Gazeta Gdańska” ukazująca się na Pomorzu od 132 lat przygotowała wystawę malarstwa „Dwa żywioły - góry i morze” z udziałem wybrzeżowych artystów Artura Baranowskiego – marynisty i Ryszarda Kowalewskiego – himalaisty. Wystawa przygotowana w dwóch odsłonach miała miejsce na przełomie maja i czerwca w gdańskiej galerii „Zaułek”, a teraz od 23 czerwca trwa w Sali Rady Miasta we Władysławowie i potrwa do 13 lipca.


Władysławowo w tym roku, obchodzi 60 rocznicę nadania praw miejskich. Widok na port z zachodniej części Kępy Swarzewskiej nadal imponuje, przypomina aspiracje II Rzeczpospolitej, plaża i nabrzeża nadal są takie same. Latem uroki nadbałtyckiej miejscowości ściągają niezliczoną ilość turystów. Obok pięknieje Ośrodek Przygotowań Olimpijskich, kuźnia polskich talentów sportowych. W sezonie Władysławowo zamienia się niczym Sopot w kurort, który co roku trzeba odwiedzić. Poza letnią porą widać, że okolica jest zadbana, rozwija się, ma dobrego gospodarza. Miejsce z roku na rok napawa dumą, a perspektywy są nieograniczone.

Od lewej: Roman Kużel, burmistrz Władysławowa i Artur Baranowski


Z miasta stolicy polskiego rybołówstwa bałtyckiego powoli w ciągu ostatnich lat okolica przekształciła się w nadbałtycki kurort. Jednak ambitne plany rozwojowe sięgają daleko dalej. Co prawda Roman Kużel burmistrz miejscowości otwierający wystawę jeszcze nie odkrywa planów, pracując nad nimi w zaciszu swojego gabinetu, wiadomo jednak, że są one bardzo ambitne i niedługo będą znane szerzej.

Od lewej: burmistrz Władysławowa Roman Kużel, Artur Baranowski i Stanisław Seyfried, kurator wystawy


Zarówno kurator wystawy Stanisław Seyfried jak i burmistrz Roman Kużel przypomnieli historię zaślubin Polski z morzem w Pucku, ale odnieśli się również do pierwszego rejsu generała Hallera, w krótkim wycieczkowym rejsie z polskimi rybakami, odbytym 11 lutego 1920 roku w Wielkiej Wsi.


Morski klimat polskiego Wybrzeża oddały marynistyczne obrazy Artura Baranowskiego, którego malarstwo jest pewną kontynuacją malarstwa ojca, znakomitego polskiego marynisty Henryka Baranowskiego. Konfrontacyjny klimat bałtyckiego żywiołu z górami i to tymi najwyższymi Himalajami malowanymi przez Ryszarda Kowalewskiego zdobywcę i kierownika wielu narodowych wypraw, przypomina o wielkiej determinacji w walce z oboma żywiołami.


Ryszard Kowalewski, nestor polskiego himalaizmu w górach spędził pół życia. O jego wyczynach w Himalajach i innych górach świata jeszcze do dziś rozpisują się fachowe pisma. Zdobył Distaghil Sar (7885), kierował m.in. wyprawą na Dhaulagiri, wyznaczał dziewicze, nieznane drogi dla przyszłych zdobywców. Od 50 lat jego pasją jest również malarstwo, ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Swoje prace prezentował na niezliczonych wystawach indywidualnych. W gdańskiej PWSSP był asystentem profesorów: Włodzimierza Padlewskiego, Lecha Kadłubowskiego i Jerzego Zabłockiego. Kowalewski opowiada, że w górach decyduje jeden moment. Moment zapisania chwili, która w malarstwie gór jest najważniejsza. Zmieniająca się pogoda, forma, barwa i ta chwila, która decyduje o wszystkim. Kowalewski nie jest malarzem czystych impresyjnych pierwiastków twórczych, takich chociażby jak widoki: Gersona, Eljasza, Witkiewicza czy Wyczółkowskiego. Wręcz odwrotnie, zawsze kiedy oglądam jego sztukę nieodparcie nasuwają się syntetyczne bretońskie obrazy rozszalałego oceanu Władysława Ślewińskiego. Malarza morza, malarza jakże innej tematyki, ale o jak podobnej wrażliwości połączonej ekstremalnym ogromem żywiołu.


Natomiast droga Artura Branowskiego do dzisiejszej pozycji malarza marynisty była zupełnie inna. Jako syn Henryka Baranowskiego, wybitnego polskiego marynisty, zaliczanego do czołówki polskiej marynistyki drugiej połowy XX wieku, znalazł się w sytuacji ciągłego porównywania swojego malarstwa z twórczością ojca. Oczywiście trudno oddalić jego malarstwo od sztuki ojca. To ojciec był jego pierwszym i prawdziwym nauczycielem malowania, ale Artur Baranowski, to dobrze dziś widać poszedł drogą innych wybitnych polskich marynistów: Nałęcza, Jaxy Małachowskiego, Mokwy, Szwocha, Suchanka. Stara się jednak być kontynuatorem malarstwa ojca i podtrzymywać przedwojenną tradycje dobrego malarstwa polskiego morza. Jego berlińskie studia utwierdziły go w dobrze wybranej drodze przyszłej kariery. Obaj malarze pomimo pojawiających się nowych tendencji nadal malujący według może już niemodnej estetyki realizmu, utrzymują wysoki poziom artystycznego wtajemniczenia, a ich sztuka cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem.


Ciekawa wystawa przygotowana przez redakcję „Gazety Gdańskiej” przypomina również o wielkiej tradycji dodatków tematycznych gazety wydawanych w różnych okresach trudnej historii Pomorza Gdańskiego. Wydanie specjalne gazety ”Galeria Sztuki Gdańskiej” czeka na zwiedzających wystawę w Urzędzie Miasta we Władysławowie.

Zdjęcia: Konrad Kędzior i Stanisław Seyfried
Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam