Przeglądając ostatnio aukcyjną ofertę Sopockiego Domu Aukcyjnego moją uwagę zwróciła kolejna bardzo ciekawa pozycja marynistyczna. Tym razem jest to dzieło Eugeniusza Dzierzenckiego „Sopot 1948 ”.
W latach 1924‒1925 artysta studiował w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych w pracowni prof. Miłosza Kotarbińskiego i prof. Władysława Skoczylasa. Był jednym z polskich marynistów, który w połowie lat trzydziestych zaczął przyjeżdżać nad polskie Wybrzeże. Bywał w Karwi, Jastrzębiej Górze, Lisim Jarze, Helu, a w Kuźnicy i Jastarni urządzał dla wczasowiczów wystawy swoich obrazów.
Czasami krytycy malarstwa z lat 50. XX wieku, na które przypada duża część aktywności Dzierzenckiego, porównywali jego pejzaże morskie do pejzaży francuskich impresjonistów. Jednak jego warsztat opierał się na twardych podstawach malarstwa realistycznego. Malarz specjalizował się w malowaniu raczej małych krajobrazów, ale zaraz na początku osiedlenia się w Sopocie, Dzierzencki namalował dość duży obraz, ze swoim już później ulubionym motywem, rybackimi łodziami na brzegu zatoki. Grupa kilku kaszubskich Pomeranek jeszcze z rozstawionymi żaglami, dopiero przypłynęła z połowu.
Wydaje się, że tego typu łodzie po Zatoce Gdańskiej pływały do połowy lat 50 XX wieku. Przy słonecznej pogodzie lekkim wietrze stabilnej sytuacji, malarza pochłonął widok sopockiego pejzażu utrzymanego w jednolitej tonacji nieba i wody, artysta zachowuje również zasadę obniżonego horyzontu z wydatnym niebem pokrytym kłębiastymi chmurami. Perspektywę pogłębia ukośnie w stosunku do lasu położony brzeg zatoki. Łodzie na pierwszym planie rzucają na piasek sopockiej plaży cień wyraźnie odbijający się od załamującej się przy brzegu fali. Strefa cienia stojącej przy brzegu łodzi wpływa na oświetloną przestrzeń gdzie refleksy światła wydobywają prawdziwy kolor wód Zatoki Gdańskiej. Zarysowujący się w oddali horyzont tworzy wybrzeże Klifu Orłowskiego i Kępy Redłowskiej.
Mało znany obraz polskiego wybrzeża, sprawnie namalowany daje wgląd w sytuację dźwigającego się po wojnie przybrzeżnego rybołówstwa opartego jeszcze na starych zasadach. Jednocześnie warto zauważyć klimat pracy oparty na marzeniach o pracy na morzu pełnych niespodzianek i przygód.
Myślę, że to jeszcze fascynacja autora morzem pozostała z jego przedwojennego marynistycznego malarstwa, traktującego morze jako jeszcze coś nadzwyczajnego. Inną sprawą pozostaje sytuacja przynależności malarza do grupy dopiero co tworzącego się ugrupowania zwolenników marynistycznego, polskiego malarstwa. Powstała w Sopocie tuż po wojnie uczelnia artystyczna, stworzona przez dobrze wykształconą grupę kolorystów Józefa Pankiewicza nadała ton wybrzeżowemu malarstwu. Przedwojenni realiści na czele z Mokwą, Chlebowskim, Suchankiem i Dzierzenckim znaleźli się poza nawiasem, tym trudniej było im znaleźć się w tamtych realiach, tym bardziej, że zbliżał się okres realizmu socjalistycznego, który akurat w sytuacji polskich marynistów praktycznie nie odegrał żadnej roli. Może w późniejszym okresie spowodował lekkie przesunięcie w wypadku Dzierzenckiego na nieco lżejsze malarstwo, jednak z zachowaniem wszelkich walorów dobrej sztuki. Nadal zachowywał ten sam tradycyjny sposób postrzegania rzeczywistości, a ekspresję zachował na takim samym poziomie jak kiedyś, nadal hołdował spokojnemu tradycyjnemu, krajobrazowemu, postrzeganiu morza. Wypracował nieco inny styl pejzażu morza niż Mokwa, Baranowski czy Szwoch, bardziej romantyczny. Jego pejzaże stały się „chwilą światła”, gry słońca, mgły, deszczu, pory dnia, roku, układem form i kolorów. Artysta z Sopotu w swojej twórczości zachował tradycyjne podejście do krajobrazu. Dziś jego obrazy zyskują na znaczeniu, nie są jedynie dobrze namalowanymi krajobrazami. W wielu wypadkach są małymi dziełami sztuki, tak jak w wypadku obrazu „Sopot 1948”.
Stanisław Seyfried