„Raj utracony”- wystawa Tomasza Kucharskiego
Tomasz Kucharski jest malarzem młodego pokolenia, dopiero co skończył gdańską Akademię Sztuk Pięknych, a już ma na koncie wiele nagród. Warto wymienić choćby pierwsze miejsce w konkursie „Artystyczna Podróż Hestii” (2006r. wyjazd do Nowego Yorku). Studia ukończył w 2007 roku w pracowni malarstwa prof. Macieja Świeszewskiego, a aneks do dyplomu uzyskał z rysunku w pracowni prof. Marii Targońskiej. Jego sztuka jest mocno osadzona i głęboko sięga korzeniami malarstwa europejskiego. Posiada olbrzymią wiedzę z zakresu historii sztuki. Wiedza historyczna pozwala mu w sposób świadomy i swobodny sięgać do wielu symboli, motywów czy ikon, które w jego kompozycjach coś oznaczają, a nie są pustymi nic nieznaczącymi wypełniaczami. Kucharski zafascynowany jest Wielką Teorią Piękna, komponuje zgodnie z liniami złotego podziału, dającego widzowi pełne doznania estetyczne. Parę dni temu artysta przedstawił swoje prace w małej gdańskiej galerii ZPAP na wystawie zatytułowanej „Raj utracony”. Jakże dużym zaskoczeniem była dla mnie sama osoba artysty, otóż moim oczom ukazał się mężczyzna nieprawdopodobnie podobny do Jacka Malczewskiego. Wywiad z Tomaszem Kucharskim musiałem zatem rozpocząć od pytania o oddziaływanie sztuki Jacka Malczewskiego na twórczość mojego rozmówcy.
Tomasz kucharski - Rzeczywiście , coś w tym jest, ale jeżeli chodzi o sztukę, to są dwie różne epoki, chodź pewnie w myśleniu o twórczości można by znaleźć wspólne wątki. Byłem nim zafascynowany, okres Młodej Polski był też bardzo kuszący dla studenta. Malczewski dla mnie był w wielu sprawach wzorem. Miał nieprawdopodobne wyczucie w operowaniu kolorem, miał intuicję, umiał kontrastować kolory, dobierał je idealnie. W sferze myślenia o symbolice obrazu możemy pewnie mieć wiele wspólnych przemyśleń . Był wspaniałym malarzem. Jest coraz bardziej doceniany w Europie.
Stanisław Seyfried - W swoim malarstwie proponuje Pan powrót do dawnych form obrazowania figuratywnego , tradycyjnej postawy artystycznej wbrew obowiązującym tendencją i modą.
T. K. - Z wieloma sprawami związanymi z dzisiejsza sztuką malarską, panującym relatywizmem nie mogę się zgodzić. Pewne wartości zostały utracone, autorytety nic nie znaczą. Dla mnie są to sprawy bardzo ważne. Staram się pielęgnować pewne wartości, może do końca nie pokazuje ich w moich obrazach. Preferuje jednak powrót do stylistyki barokowej , romantycznej, nie jest to łatwe. Dużą wagę przykładam do techniki malowania, szukam starych technologii według , których przygotowuję farby. Dzięki temu uzyskuję zupełnie inna strukturę obrazu. Natomiast cała dzisiejsza sztuka, nazwijmy ją zaangażowaną, posługuje się pseudonaukową frazeologią, dziwnymi pojęciami i słownictwem. Prawdziwa twórczość musi sięgać wyżej ponad pewną rzeczywistość, nie może być sprowadzona do codzienności, bo wtedy zatraca się jej wartość, powszednieje. Traci swą funkcję, staje się działaniem innego rodzaju, pewnie też pożytecznym, ale wówczws trzeba ją rozpatrywać w innym wymiarze, na przykład społecznym. Wydaje się ,że coś jest nie tak.
S. S. – To dość tradycyjne poglądy, choć pewnie nie pozbawione racji, jak zatem w dzisiejszych realiach przebiegały Panu studia , to mogło być trudne?.
T. K. - To był bardzo ciekawy moment, pojawiła się grupa studentów, podobnie myślących jak ja: Agata Smólska, Marek Wrzesiński, Ania Waligórska, Mateusz Wysiecki, Wojtek Koniuszek, Kamil Lisek, wszyscy poszukiwacze a do tego maniakalnie nastawieni do starych technologii malowania. Wielką zasługę w tym wszystkim miał prof. Świeszewski, bez niego byłoby bardzo ciężko. Mieliśmy wielkie szczęście, trafiliśmy idealnie.
S. S. - Nawiążę raz jeszcze do pewnej filozofii myślenia o malarstwie, Wielkiej Teorii Piękna czyli złotego podziału w sztuce.
T. K. - Cały mój dyplom podporządkowałem złotemu podziałowi. Później zobaczyłem, że bezkrytyczne stosowanie teorii 0,618 może w niektórych sytuacjach być niedoskonałe. Teraz czasami format obrazu dostosowuję do tej zasady a kompozycję pozostawiam już wolną. To jest cały system filozoficzny i mistyczny, którego wyrazicielem był Pitagoras i Pitagorejczycy. Polegał na proporcji części, wielkości, jakości , ilości i ich wzajemnym stosunku , te relacje stanowiły o pięknie.
S. S - Poza olejnym malarstwem figuratywnym, rysuje Pan i maluje pejzaże, jednak wydaje się , że one dość znacznie odbiegają od głównego nurtu twórczości.
T. K. - To prawda, to jest celowe działanie, kiedy maluję w plenerze, daję sobie określony czas na namalowanie pejzażu, chodzi o to by szybko zarejestrować to co widzę, w takim samym świetle. Poruszam się w zupełnie innej materii, to mi daje pewną świeżość, inne doznania i nowe doświadczenia. Wszystko to robię z pełną świadomością. Odpoczywam i relaksuję się przy tym malarstwie. W pracowni jest jednak pewnego rodzaju zmaganie się , ale przyjemne.
S.S. - Czy w plenerowym malowaniu nie przeszkadza, cała teoretyczna wiedza ?.
T.K. - To zupełnie co innego, czasami rzeczywiście zdarza się , że zaczynam myśleć pewnymi podziałami, ale radzę sobie z tym, w plenerze łatwiej o luz i spontaniczność, której przy malowaniu studyjnym też mi nie brakuje.
S. S. - Już na zakończenie . Jak wygląda z perspektywy młodego, zdolnego artysty, polski rynek sztuki?.
T.K. - Moje obrazy trafiają do stałych odbiorców, kolekcjonerów, mniej wystawiam w galeriach. Trzeba przyznać, że tę sprawę mam uregulowaną. Natomiast galerie działają dość bezwzględnie, to podobno dla naszego dobra, taka jest rzeczywistość. Gdańsk ma dodatkowo jeszcze jeden problem. Brakuje galerii, domów aukcyjnych, szczególnie takich, które prezentowałyby obrazy ambitniejsze. Zupełnie nie rozumiem tej sytuacji.
10.05.2012r.
Stanisław Seyfried