"Ponte Cavallo" - obraz Lovisa Corintha w Gdańsku

Kiedy przed wielu laty po raz pierwszy zetknąłem się z twórczością Lovisa Corintha nie przypuszczałem, że spotkałem malarza o tak bogatej, a zarazem tak zmiennej osobowości artystycznej. Jego talent rozwijał się wraz z rozwojem sztuki przełomu XIX i XX wieku. Cały czas ewoluował. Miał to szczęście, że urodził się w tak ciekawych czasach. Pierwszym jego obrazem, który poznałem był „Cmentarz rybaków w Nidzie”. W Nidzie nad Zalewem Kurońskim, w której pod koniec XIX wieku powstała kolonia artystyczna malarzy, profesorów oraz studentów Akademii Sztuki w Królewcu, do których należał również Lovis Corinth.

 

Na wakacje i plenery pejzażowe przybywała tam cała czołówka niemieckich malarzy. W ostatnich dwudziestu latach XIX wieku, upatrzyli sobie to miejsce impresjoniści, poza Corinthem, Georg Knorr, Emil Neide, Otto Heichert, Karl Storch, Albert Helberger, Hans Beppo Borschke, Karl Albrecht i inni. Niemal wszyscy związani z Królewcem i miejscową Akademią Sztuk Pięknych. W 1909 przybył tam Max Pechstein - wielka postać niemieckiego malarstwa, zainspirowany światłem oraz nadzwyczajną formą krajobrazu wydmowego. Tworzył wówczas obrazy o uproszczonej formie i mocno nasyconych barwach. W cztery lata później pojawił się Karl Schmidt-Ruttloff. Założyciel grupy ”Die Brücke”, który wraz ze swoimi kolegami z drezdeńskiego gimnazjum, już studentami: Ernstem Kirchnerem, Erichem Heckelem i Fritzem Bleylem pod wpływem sztuki ludowej i amatorskiej w reakcji przeciwko stagnacji, akademizmowi i konformizmowi, stworzył podwaliny odnowy malarstwa europejskiego. Młodzi twórcy złączeni chęcią malowania nowocześniej przerzucili „most” ku ekspresjonizmowi, emocje uznając za ważniejsze niż kompozycję. Pierwsza wojna światowa przerwała rozwój kolonii, pojawiło się jednak kolejne pokolenie malarzy związanych z Królewcem, a wśród nich Ernst Mollenchauer, protegowany Lovisa Corintha. Krajobrazy Nidy również na Corincie zrobiły spore wrażenie. Artysta doświadczył tam prawdziwego klimatu malarstwa pejzażowego. Już po śmierci, jedynie ten okres w jego twórczości, zostanie w czasach nazistowskich uznany za godny prezentacji. Reszta okaże się sztuką zdegenerowaną.

 

Lovis Corinth - Autoportret, 1909 - zdjęcie - Mechthild Frick "Lovis Corinth", Henschelverlag und Gesellschaft Berlin 1989

 

 

Obrazy Lovisa Corintha jednego z najwybitniejszych malarzy niemieckich przełomu XIX i XX wieku dość trudno spotkać na europejskich rynkach antykwarycznych. Jeżeli jednak już się pojawiają, to ceny ich są bardzo wysokie. Na posiadanie takich dzieł mogą pozwoli sobie już tylko najpoważniejsi kolekcjonerzy, czy wręcz tylko muzea. Tym przyjemniej zakomunikować mi, że w Gdańsku pojawił się obraz tego wspaniałego artysty. Prywatny kolekcjoner, ten z gatunku „szperaczy” w małym antykwariacie na francuskiej prowincji wynalazł widok Wenecji. Obraz namalowany w 1920 roku, już po ciężkim paraliżu lewej strony ciała artysty. Wydarzenie miało miejsce w 1911 roku. Jak się później okazało pomimo dalszych problemów ze zdrowiem, które właściwie już do końca życia nie opuściły malarza, obraz namalowany został w najlepszym okresie jego kariery, który trwał do śmierci w 1925 roku. W tym czasie artysta namalował ponad 500 olejnych obrazów i wykonał około 1000 akwareli, akwatint, litografii, rysunków i drzeworytów.

 

Wenecki obraz Corintha przeszedł profesjonalna ekspertyzę, której podjął się wybitny polski badacz i konserwator sztuki XIX i XX wieku prof. Dariusz Markowski. Pracownik naukowy Instytutu Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Znany z ekspertyzy barokowego obrazu „Zesłanie Ducha Świętego” z kościoła św. Brygidy w Gdańsku i skradzionego Muzeum Narodowemu w Poznaniu, odnalezionego później obrazu Claude Moneta „Wybrzeże w Pourville”. W ekspertyzie prof. czytamy „…Duża część opracowania malarskiego stanowi rysunek wykonany cienkim narzędziem, tuszem , powierzchnie ograniczone konturem wypełnia rozrzedzona warstwa malarska naniesiona swobodnie pędzlem w technice zbliżonej do lawowania…. W obrazie został wykorzystany naturalny koloryt podłoża, które w dużej mierze nie zostało zamalowane i nadaje ogólny ton dziełu… Umieszczona w dolnym prawym narożniku sygnatura, miejsce i data są autentyczne…”.

 

Lovis Corinth "Ponte Cavallo", technika mieszana, 1920

 

Wenecki obraz Lovisa Corintha może nie należy do jego najwybitniejszych dzieł okresu fascynacji impresjonizmem, czy później ekspresjonizmem, czy nawet ulubionymi obrazami biblijnymi czy mitologicznymi. Wyjątkowo oryginalnie i sprawnie namalowana typowa wenecka scena, zawiera wiele magicznych ujęć, sprawiających o jej dużych walorach artystycznych. Myślę o ujęciu prawie niezauważalnych postaci przemykających przez Ponte Cavallo, tajemniczym gondolierze, czy swobodnie i zachwycająco namalowanej wodzie. Wydaje się jednak, że nade wszystko siłą obrazu jest jego w pewnym rodzaju monochromatyczność narzucająca uważny sposób oglądania. Nie ułatwia to w odkrywaniu wielu ”smacznych” niuansów architektonicznej perspektywy, której to właśnie woda nadaje jej subtelną siłę. Malarz maluje jeden z ponad 430 weneckich mostów z innego mostu, przestrzeń zróżnicowanej zabudowy artysta układa w sposób rzeczywisty, uzyskując w tej różnorodności wielką harmonię leniwego, spokojnego weneckiego klimatu. To serce miasta i jego najbardziej charakterystyczne miejsca prawie czuć zatęchłe mury starej zabudowy. W porównaniu z XVIII – wiecznymi weneckimi widokami Canaletta z ich architektonicznym przepychem, obraz Corintha przedstawia miasto, takie jakim ono jest naprawdę, przy okazji oddaje niepowtarzalna atmosferę, która raz jeszcze muszę zauważyć potęguje wspaniale oddane lustro wody kanału Rio dei Medicanti, które staje się cichym pierwszoplanowym bohaterem obrazu.

 

Lovis Corinth " Ponte Cavallo", fragment

 

 Pod koniec życia Lovis Corinth, odwiedził Królewiec, miasto w którym, chodził do gimnazjum Kneiphofa, gdzie studiował malarstwo, gdzie w końcu w 1921 roku odebrał tytuł Doktora Honoris Causa Uniwersytetu w Królewcu. Warto zauważyć również, mało znany epizod jego życia. Artysta co najmniej dwa razy odwiedzał Sopot, w roku 1901, 1909 i mam wrażenie, że w 1906.

 

W Sopocie powstały przynajmniej trzy obrazy. W jego dorobku znajduje się jeszcze parę innych ekspresyjnych widoków Morza Bałtyckiego, które też mogły być namalowane nad Zatoka Gdańską. Tu od razu na myśl przychodzi mi Leon Wyczółkowski z serią ekspresyjnych widoków Bałtyku, stworzonych w Połądze w 1908 roku. Przypuszczam, że malarze nie znali swoich prac, ani siebie nawzajem. Ekspresja żywiołu morskiego oraz przedstawienie budzi podziw, podobieństwo ich jest uderzające. Wspominam o tym, aby uświadomić wszystkim malkontentom o wielkiej sile malarstwa, dwóch zupełnie nieznanych sobie artystów i sile ich twórczości. Olbrzymiej wartości ich prac, które mają swoje miejsce w historii światowej sztuki.

 

Lovis Corinth,"Zatoka Gdańska w Sopocie", 1906, karta pocztowa, Wiechmann- Verlag Starnberg vor Monachium

 

Ostatnio natknąłem się w internecie na niewybredne komentarze dotyczące malarstwa Corintha. Na szczęście istnieje jeszcze rozsądek i uznanie prawdziwego kunsztu, nie mówiąc już o prawach rynku, który w sposób właściwy i miarodajny reguluje, za pomocą cen wartość prawdziwych dzieł sztuki. Poza tym taki artysta jak Lovis Corinth takiej rekomendacji nie potrzebuje. Jaki los czeka „Ponte Cavallo”? Mam nadzieję, że obraz pozostanie w Gdańsku i niebawem będziemy mogli go obejrzeć na żywo.

 

Lovis Corinth, (1858, Tapiau, Prusy Wschodnie (dziś Gwardiejsk, Rosja) - 1925, Zandvoort, Holandia )
Corynth przeszedł długi okres akademickiego kształcenia artystycznego, który zapoczątkował w 1876 roku studiami w Królewcu, został tam uczniem prof. Otto Günthera. Uczył się również w Monachium (1880-84), gdzie zasmakował starego malarstwo niderlandzkiego, które wykładał prof. Ludwig von Löfftz. Podczas trzymiesięcznego pobytu w Antwerpii w 1884 roku studiował u Paula Eugène Gorge’a, był pod wpływem malarstwa Petera Paula Rubensa. W tym samym roku przeniósł się do Paryża, gdzie został studentem w Académie Julian, tam doskonalił umiejętności szkicowania aktów pod kierunkiem Williama-Adolphe Bouguereau. W Paryżu, był pod wpływem impresjonistów, uważał jednak, że malował jeszcze zupełnie nieświadomy swojego talentu. W 1887 roku, brak akceptacji swojej sztuki sprawił , że powrócił do Niemiec. Wkrótce potem zaangażował się w ruch secesji, stowarzyszenie artystów utworzone przez Maxa Libermanna, jako protest przeciwko szkołom akademickim w Berlinie i Monachium. Po osiedleniu się w Berlinie w1901 roku, sztuka Coryntha dojrzała. Prace wystawiał w galerii Paula Cassirera. Założył szkolę malarstwa i wkrótce poślubił swoją modelkę Charlotte Berend. W 1906 rozpoczął pisanie autobiografii, która ukazała się pośmiertnie w roku 1926. W roku 1911 został wybrany prezesem berlińskiej secesji. W grudniu tego samego roku doznał udaru mózgu, który spowodował jego częściowy paraliż. Po rekonwalescencji jego malarstwo zmieniło się , nabrało większej swobody. Lata te uważane są za jego najlepszy okres twórczy. Kolory stały się intensywniejsze. Prace nabrały energii i stały się bardziej ekspresyjne. Pod koniec życia osiedlił się w okolicy Walchensee, nad jeziorem w Alpach Bawarskich. W 1925 roku wybrał się do Holandii aby oglądać malarstwo swoich holenderskich mistrzów. Niestety podczas tego pobytu zapadł na zapalenie płuc i nagle zmarł. Warto dodać, że jeden z najlepszych polskich marynistów pierwszej połowy XX wieku Stanisław Chlebowski był w Berlinie jego uczniem.

 

Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam