„Za niedosiężną zasłoną…” – ekscentryczny Kazimierz Kalkowski

Tym razem będzie krótko, treściwie, ale może być i ciekawie, bowiem mamy do czynienia z artystą o twórczości  którego napisano już sporo. Kazimierz Kalkowski jawi się jako twórca trochę renesansowy, tak jak jego profesor akademicki, o którym jeszcze później będzie mowa.

 


Jego prace malarskie, rysunki, rzeźby ceramiczne, zmuszają do oglądania ich w skupieniu. Wernisaże jego wystaw jedynie inspirują do znalezienia naprawdę wolnej chwili i spędzenia w otoczeniu jego prac trochę więcej czasu. To nie jest sztuka efemeryczna, szybko przemijająca, tu potrzeba chwili wytchnienia i skupienia. Wyobraźnia Kalkowskiego jest tak wielka, że często prowadzi nas w najdalsze intrygujące zakątki naszego intelektu. Wielkim i najważniejszym wyznacznikiem jego dzieł jest specyficzny, groteskowy światopogląd, potwierdza go on sam również swym stylem bycia. Czasami nieodparcie przypomina ekscentryczne, wielkie postaci polskiej sztuki, choć trudno go z kimkolwiek porównywać. Kalkowski jest jedyny i nie da się go  naśladować i w tym sensie mamy również do czynienia z czymś niepowtarzalnym, z czymś wyjątkowym. Jego ceramiczne rzeźby kumulują w sobie wielki ładunek ekspresji jawiącej się między innymi poprzez ciemne, magiczne często zdeformowane strony życia. Jest do bólu prawdziwy, co często nie przynosi mu chwały, wręcz odwrotnie.

 

 

 

 

 

 

Ostatnio widziałem jego prace przed dwoma laty w Muzeum Miasta Gdyni. Aktywność artysty nie słabnie. Wystawia regularnie, ale dość rzadko na Wybrzeżu, a szkoda. Mimo wejścia w czwartą dekadę swojej twórczości nadal utrzymuje bardzo wysoką formę. Trzeba przyznać, że jego nowa wystawa w gdańskiej Galerii Lindenau, ponownie zachwyca, szokuje i zadziwia. Obok znanych prac artysta pokazuje wiele nowych kompozycji między innymi „Ośmiornicę” czy „Robota”, będących wynikiem ciągłej aktywności intelektualnej. To obok wielkiej pracy, którą wkłada w swoją twórczość jeden z najważniejszych atrybutów wyróżniający go od wielu innych, miałkiej proweniencji artystów, których twórczość zalewa nasze galerie.

 

 

 

 

 

Ostatnio miałem okazję rozmawiać z prof. Władysławem Jackiewiczem, rektorem naszej szkoły plastycznej za czasów studiów Kazimierza Kalkowskiego (początek lat 80-tych). Jednym z najstarszych żyjących absolwentów szkoły, który studia w niej rozpoczął w 1945 roku, jeszcze w Sopocie na ul. Obrońców Westerplatte 24, w słynnej Willi Bergera. W szkole, która w tym roku obchodzi 70 rocznicę powstania. Pan profesor wyraził się o swoim studencie z najwyższym szacunkiem dla jego talentu. Jak powiedział Kalkowski należał do tych studentów, któremu nie bał się nigdy pomagać w jego skandalizującym przebiegu procesu dydaktycznego. Przypominam tę rozmowę bowiem jego zdaniem poziom naszej współczesnej sztuki jest teraz radykalnie zły. Gdzie podziały się tamte talenty, a może problem jest inny? Kazimierz Kalkowski należał do studentów prof. Kazimierza Ostrowskiego, wybitnego twórcy, który swoim autorytetem, osobowością w pewnym sensie ukształtował postawę artysty. Jak wspomniałem wcześniej osoby wszechstronnej w swoich talentach. Wszechstronnie przygotowanej do wykonywania swojego zawodu, pod każdym względem również umiejętności posługiwania się różnymi technikami, a przede wszystkim stosunku do tego co robi.

 

 

 

 

 

To główna moja refleksja po obejrzeniu wystawy w gdańskiej galerii Lindenau. To kolejny pokaz, który jest potwierdzeniem wysokiego  poziomu jego twórczości. Wystawa czynna będzie do 21 maja. Tej wystawy nie można ominąć.

Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam