Artur Nacht Samborski w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin

Kolejny felieton przygotowany tym razem na jubileuszowe wydanie „Gazety Gdańskiej”, skłonił  mnie do wyszukania specjalnego tematu i taki też temat miałem. Okazało się jednak, że w ostatniej chwili, niespodziewanie podczas krótkiego pobytu w Warszawie pojawił się nowy pomysł, mocno związany z moimi ostatnimi tekstami. Wcześniej miałem pisać o powojennej gdańskiej sztuce malarskiej widzianej oczami lekarza, polityka, osoby na Wybrzeżu znanej. Oczywiście do sprawy wrócę za tydzień. Traf zrządził, że spotkałem w  warszawskim Muzeum Historii  Żydów Polskich Polin, osoby związane z przedsięwzięciem któremu ostatnio poświęciłem kilka miesięcy pracy przy przygotowywaniu wystawy „Szkoła Sopocka - między sztuka a polityką”.

 


Ale od początku. Warszawska wizyta skłoniła mnie do odwiedzenia dwóch najważniejszych dla Polaków muzeów. O Muzeum Powstania Warszawskiego napisano już wiele. Muzeum robi olbrzymie wrażenie, poza paroma szczegółami spełniło moje oczekiwania i postawiło kolejne pytania, na które każdy Polak sam musi sobie odpowiedzieć.

 

Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. Replika sklepienia drewnianej synagogi w Gwoźdźcu

 

Drugie z muzeów, Historii Żydów Polskich Polin, przynajmniej w tym fragmencie, który mnie najbardziej  interesował - historii malarstwa żydowskiego, niestety nie spełniło pokładanych nadziei. Przypuszczam, że w zbiorach muzeum znajduje się o wiele więcej obiektów, jednak różnego rodzaju ograniczenia wystaw stałych, często decydują o prezentacji kolekcji. Zdaję sobie również sprawę z trudności wynikającej z nakazów ograniczających pokazywanie wizerunku Żyda. Zakaz obowiązywał aż do połowy XIX wieku. Wynikał  z ograniczeń zawartych w Księgach Mojżeszowych oraz w Księdze Psalmów, mówiących o drodze do bałwochwalstwa. Ale do tego czasu znanych jest przecież wiele obrazów namalowanych przez artystów polskich, przedstawiających Żydów. Niestety w wielu przypadkach nie wykraczają one poza utarte stereotypy, ale są i to świetnych malarzy (Piotr Michałowski, Aleksander Orłowski, Jan Feliks Piwarski, Józef Simmler, Artur Grottger). To jednak nie najważniejszy zarzut. Przede wszystkim zabrakło przedstawicieli XX-wiecznego malarstwa, które stanowi o jego sile.

 

Galeria XX-wiecznego malarstwa w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin

 

Te parę obrazów zaprezentowanych w przejściu, wąskim korytarzyku łączącym pomieszczenia, z dobrze i ciekawie opracowanymi innymi tematami nie może zmienić ogólnego wrażenia niedosytu. Zabrakło wielu znakomitych malarzy. Na przykład niektórych przedstawicieli łódzkiej grupy „Jung Idysz”, poznańskiej grupy „Bunt”, lwowskiego ugrupowania „Artes”, Ludwika  Klimka i jego paryskich kolegów, a także berlińczyków, malarzy mieszkających w Londynie czy Nowym Jorku itd. To całe olbrzymie tematy, bez których nie wyobrażam sobie tej fascynującej wystawy.  
Natomiast wiele satysfakcji dał mi dobrze opracowany fragment odwołujący się w części do sopockiego życia Artura Nacht Samborskiego. Szczerze mówiąc byłem mile zaskoczony tą prezentacją. Cały ten fragment wystawy z Aliną Szapocznikow, Markiem Oberländerem i Arturem Nacht Samborskim wskazuje właściwą drogę do dalszego opracowywania kolejnych biografii twórców.

 

Muzeum Historii Żydów Polskich Polin - obraz Mojżesza Kislinga

 

 

I tu dochodzę do momentu, który zadecydował o zmianie tematu tego felietonu, bowiem zaraz na wstępie spotykałem w muzeum pana Aleksandra Miklaszewskiego, osobę dzięki której podczas wystawy zatytułowanej „Szkoła Sopocka – między sztuką a  polityką" mogłem zaprezentować dwa obrazy właśnie Artura Nacht Samborskiego z cyklu „Baleary”.  To nie wszystko bowiem towarzyszyły mu panie przybyłe z Tel Awiwu, reprezentujące w drugim pokoleniu rodzinę artysty: Ofra Wachs, córka Romana Wachsa, siostrzeńca malarza i Orni Sachs, córka Hanny Sachs, siostrzenicy Artura Nacht Samborskiego. Skomplikowaną historię jego życia już opisywałem w artykule „Tajemniczy Artur Nacht Samborski”. W sposób jednoznaczny umiejscowiłem wówczas jego twórczość, jego samego, w skomplikowanej przestrzeni między Paryżem, Krakowem, Lwowem, Warszawą, Sopotem, a krajem jego przodków. Jakże wielką poczułem misję w tym łańcuszku tych wielu zdarzeń, a wszystko dla upamiętnienia tego wielkiego malarza, którego historia skupiła jak w soczewce, traumatyczną tragedię żydowskiego narodu.

 

Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, fragment wystawy poświęconej Arturowi Nacht Samborskiemu

 

 

Orni Sachs, córka Hanny Sachs, siostrzenicy Artura Nacht Samborskiego

 

 

W przygotowywanej biografii profesora Rajmunda Pietkiewicza malarza, jego sopockiego kolegi przeczytać będziemy mogli wiele mało lub zupełnie nieznanych faktów ciekawej pracy artysty w Sopocie. Tym bardziej kiedy zobaczyłem jego dwa obrazy na wystawie w muzeum, w tak ważnym miejscu dla historii obu narodów zrozumiałem, że starania powołania Muzeum Malarstwa Sopockiego mają sens, a ostatnia wystawa w klubie „Sfinks 700” potwierdziła słuszność tego pomysłu.  

 

Spotkanie w MHŻPP. Stoją od lewej strony: Ofra Wachs, córka Romana Wachsa, siostrzeńca Artura Nacht Samborskiego, Stanisław Seyfried - autor artykułu, Małgorzata Zalewska Seyfried, Orni Sachs, córka Hanny Sachs, siostrzenicy Artura Nacht Samborskiego i Aleksander Miklaszewski, towarzyszący gościom z Izraela w ich podróży po Polsce

 

 

Na zakończenie jeszcze jedna ważna sugestia. Ta tragiczna, gorzka, obfitująca w wiele wydarzeń biografia artysty zasługuje na  filmową realizację. To niewątpliwie nasz największy artysta, o którym nie wolno nam na Wybrzeżu zapomnieć. Tak jak o innych, jego rówieśnikach, nie mniej zdolnych, których już coraz rzadziej wspominamy. Ten sopocki okres polskiego malarstwa trzeba ratować. Tak jak ratuje się historię Żydów Polskich.

Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam