W poszukiwaniu koloru – prof. Aniela Kita

Profesor Anielę Kitę spotykałem już kilkakrotnie, jednak jej malarstwo zobaczyłem po raz pierwszy. Ostatnio widzieliśmy się na wystawie Jacka i Hanny Żuławskich oraz Zygmunta Karolaka wykładowców PWSSP w Gdańsku, którą Aniela Kita kończyła w roku 1963. Teraz w Gdyńskim Centrum Nauki Experyment malarka zaprezentowała przegląd swojej sztuki od początków jej tworzenia, czyli od połowy lat 50. Prezentacja wzbudziła wielkie zainteresowanie, przede wszystkim jednak przyniosła olbrzymią wiedzę na temat jej artystycznej osobowości, artystki odkrywającej nowe konwencje, poszukującej i przybliżającej sens malowania. Istotą jej twórczości jest kolor. Jan Cybis w swoim kapistowskim manifeście z roku 1931, nie tracącym do dziś na aktualności pisał: ”Kolor na płótnie powstaje dopiero przez kontrast z innymi kolorami. Kolor nie koncypowany z założonej gry, a tylko naśladujący kolor z natury - nie działa malarsko. Im kolor będzie słuszniejszy, tym forma będzie pełniejsza (Cézanne) i tym bliższa realizacji plastycznej...”. Trudno aby w pełni koncepcja malowania kolorystycznego była wypełniana przez artystkę, ale w dalszej części tekstu powrócę do tej sprawy.



Często kiedy sięgam do artystów związanych z Politechniką Gdańską i okresem w którym rodził się tam drugi ośrodek kształcenia artystów w Gdańsku, za czasów profesorów Władysława Lama i Adama Gerżabka, przychodzi mi na myśl ta wielka tradycja Wydziału Architektury, tworzona już za czasów Wolnego Miasta Gdańska. Tradycja rodzenia się współczesnego malarstwa w mieście nad Motławą. Wydziałem wówczas zarządzali dwaj niemieccy artyści najpierw August von Brandis i po nim Fritz Pfuhle, wychowawca takich malarzy jak Stanisław Chlebowski, Fritz Heidingsfeld, Susanne Eisendieck czy Heinrich von Luckner. Po wojnie wydział pod okiem profesorów Lama i Gerżabka rozwijał się równie dobrze z takimi wykładowcami jak Aleksander Kobzdej, Kazimierz Śramkiewicz, Anna Fiszer, Zdzisław Kałędkiewicz, Maria Leszczyńska, Zdzisław Brodowicz, Jan Góra czy właśnie Aniela Kita.

 

Aniela Kita, Martwa natura,1965, olej, płótno

 


Profesor Aniela Kita gdyńska malarka zafascynowana kolorem, rozwijającą swoją sztukę w dwóch kierunkach malarstwa sztalugowego i malarstwa ściennego. Wybitna artystka dobrze rozpoznawalna w środowisku, trochę słabiej w towarzystwie mniej interesującym się sztuką. Twórczość malarki prezentuje wysoki walor artystyczny, po wielu podróżach powstało kilka interesujących cykli , w których kolor  często staje się jednym z bohaterów kompozycji. Tworzy z wykorzystaniem wielu form, technik i tematów. Ta ostatnia wystawa  prof. Anieli Kity w gdyńskim Centrum Nauki Experyment  wywołała spore zainteresowanie.

 

Aniela Kita, Chartres, 1965, olej, płótno



 

Aniela Kita: W pierwszej klasie liceum plastycznego w Orłowie malarstwa i rysunku uczyła mnie pani Maria Wlazłowska Epstein. Artystka po krakowskiej ASP wielce zasłużona dla środowiska plastycznego na Wybrzeżu, malująca również stroje regionalne. Drugim moim profesorem  malarstwa w liceum był Zdzisław Kałędkiewicz. Jednak jeszcze jako dziecko pierwszych lekcji plastyki udzielał mi artysta  malarz z Wilna Waldemar Kaczyński, spotkałam go przy malowaniu  cudownych fresków w prezbiterium kościoła św. Wawrzyńca w Wielkim Kacku. Nie doczekały dzisiejszych czasów, zostały zniszczone przez kolejnego proboszcza, nie chcę nawet wiedzieć przez którego. Zawsze byłam  zainteresowana kolorem, zawsze kolor mnie pociągał. Kaczyński odkrył i przybliżył mi  to pojęcie. Poprosił o namalowanie małego fragmentu pejzażu z domkiem, po namalowaniu zapytał mnie dlaczego dach domku jest czarny,
mówię - że to papa,
spojrzyj jeszcze raz,
no tak – mieni się kolor niebieski, dopiero  wtedy zobaczyłam co to jest kolor lokalny, a co to jest kolor który my odbieramy. W tej czarnej smołowanej papie odbijało się niebo. Uświadomił mi jak się zmienia barwa za pomocą światła. To był początek lat 50. Pan Kaczyński został aresztowany za poglądy polityczne i nie wiadomo było kiedy go wypuszczą, proboszcz ksiądz Tadeusz Jasiński zaangażował wówczas malarza Kazimierza Ostrowskiego. Miał wykonać sześć scen z życia świętego Wawrzyńca. Narysował je węglem na szarych kartonach. Proboszcz wystawił prace w nawie głównej, parafianie mogli je zobaczyć i wyrazić swoją opinię. Byłam zafascynowana tymi rysunkami.

 

Aniela Kita, Korpus Chrystusa, okres biały, 1976, olej. płótno

 


- Był rok 1952-53, to czas powrotu Kazimierza Ostrowskiego z Paryża.
Aniela Kita: Tak, byłam jeszcze na tej słynne wystawie w sopockim BWA, zamkniętej przez cenzurę. Później już na studiach Kazimierz Śramkiewicz opowiadał nam o tym wydarzeniu. Podczas malowania tych scen w kościele przez Kazimierza Ostrowskiego jako dziecko obserwowałam jego pracę. Spoglądał co rusz na mnie, w końcu zapytał czy chciałabym pomalować, ze strachu pokiwałam głową, że tak. Narysował mi metr stylizowanych gałązek i poszedł na papierosa, w mig to zrobiłam, po jakimś czasie jak nie wracał, to naszkicowałam kolejny metr. Niestety później, akurat w okresie moich studiów „Kachu” był poza szkołą.

 

Aniela Kita, Kompozycja architektoniczna, 1975, olej, płótno



Aniela Kita, Ptaki III, turkusowe, 2007, olej, płótno

 


- W roku 1957, rozpoczęła pani studia w gdańskiej PWSSP, nastąpiły lata nowego spojrzenia na sztukę, dobiegała era koloryzmu. Nowe idee, wprowadzał przybyły z Anglii, dzięki usilnym staraniom Stanisława Teisseyre, Piotr Potworowski. Studenci zwariowali. Każdy choćby przez dziurkę od klucza chciał zobaczyć nowe malarstwo. W jednym z listów do swoich studentów artysta swoje myśli zawarł w słowach ...” Używanie kolorów - farb jako niewolników, zmuszanie ich do tworzenia przedmiotów - jest zbrodnią przeciwko samej istocie światła. Malarz to sługa światła, którego tajemnicę on odkrywa, każdą farbę musi odkryć i zakochać się w niej, zanim ośmieli się użyć ją jako kolorową plamę...” Kończył się okres odwzorowywania natury. Przypuszczam, że spotkanie  w dzieciństwie malarza Waldemara Kaczyńskiego i właśnie przyjazd do Polski Piotra Potworowskiego  miały wielki wpływ na przyszłe poglądy. Myślę, że również pani profesorowie Juliusz Studnicki i Jacek Żuławski i ich koncepcje na temat koloru ukształtowane w Paryżu miały również znaczenie.
Aniela Kita: Na trzecim roku wybieraliśmy specjalizację, wybrałam malarstwo ścienne. Właściwie zajęcia prowadziła asystentka Żuławskiego, Barbara Massalska. Żuławski po wykładzie oddawał  jej dalsze prowadzenie zajęć, miała dużo do powiedzenia, właśnie wróciła z Paryża. Bardzo dużo wówczas wykonywałam różnych projektów, które bardzo przydały się w przyszłych moich realizacjach, których jest bardzo wiele, od gdyńskiej kolegiaty przez słupskie i radomskie witraże, po mozaiki w kościele pw. Miłosierdzia Bożego w Kielcach. Moje projekty zawsze były tworzone z pospolitych materiałów.
Powracając do studiów prof. Potworowski otrzymał pracownię studentów dyplomantów. Wiedzieliśmy, że w jego pracowni dzieją się dziwne rzeczy, czasami przez otwarte drzwi widać było obrazy, wszystkie w bielach, za jakiś czas wszystkie w czerniach. Byliśmy zachwyceni. Następną szkołę przeszłam już w mojej politechnicznej pracy na Architekturze u profesorów Władysława Lama i Adama Gerżabka, gdzie pogłębiłam moja wiedzę malarską na temat zależności koloru i światła. Profesor Gerżabek był świetnym dydaktykiem, spośród tego grona wykładowców on zrobił na mnie największe wrażenie. Był bardzo dobrym malarzem, a do tego robił wspaniałe witraże według swoich technik.

 

Aniela Kita, Arabeski IV, 2016, akryl, papier

 


- Pani pejzaże architektoniczne, mocno zakorzenione w podświadomości przeszłości, wyobraźni i refleksu intelektu, zapewne dziś odpowiadały by wymaganiom jakie przed malarstwem stawiał Piotr Potworowski.
Aniela Kita: To wyobraźnia, decyduje o wizerunku, nawet natury nie kopiuję, to może być trudniejsze, ale jest ciekawsze. Natura jest i tak piękniejsza w rzeczywistości. Za moich czasów nie było tak doskonałych aparatów fotograficznych, teraz to co innego, one tę rolę doskonale spełniają i mogą malarzy pejzażu wyręczać. Jestem osobą ciągle poszukującą i mam nadzieję, że ostatnia moja wystawa w Gdyni, potwierdziła wynik tych poszukiwań. Nie ciągnę jednego tematu w nieskończoność, po miesiącu już jest po nim. Poza tym obraz nie wymaga szkicowania, owszem koncepcja powstaje wcześniej, ale  obraz jest malowany w czasie rzeczywistym i to daje największą satysfakcję. Ta gdyńska wystawa sprawiła mi wiele przyjemności i jestem z niej bardzo zadowolona.

 

Prof. Aniela Kita (z lewej) z koleżanką malarką Magdą Hejda Usarewicz

 


- Tak, to było wielkie przeżycie, kto nie widział musi poczekać na kolejną prezentację prof. Anieli Kity. Ta wystawa musiała zrobić na widzach duże wrażenie, zmusiła do głębszej obserwacji i poważniejszych analiz. Niosła ze sobą intelektualny wymiar malarstwa, czy tak przenikliwy i radykalny, którego oczekiwałby Piotr Potworowski, na pewno nie, bowiem Aniela Kita pozostawia mniej znaków zapytania. Nie zmuszała widza do desperackiego poszukiwania daleko idących  pytań. Nie doprowadza swojej twórczości „do ściany”, której zwolennikiem był Potworowski wymagającym od artystów „zanoszenia malarstwa jak najdalej.” Owszem prof. Aniela Kita jest czasami trudna, ale jakże interesująca.

Rozmawiał Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam