W atelier WL4 zgaszono światło

Po dwóch latach, z planowanych trzech do pięciu, kończy działalność niezmiernie udane przedsięwzięcie gdańskich artystów. Przestrzeń sztuki WL4, miejsce usytuowane w starej piekarni „Germania” tuż nad kanałem Motławy przy Starym Nabrzeżu Szkut, oddalone o 300 metrów na północy wschód od Muzeum II Wojny Światowej mieściło 35-40 autorskich pracowni malarskich, rzeźbiarskich, fotograficznych oraz miejsc do prób dla muzyków i aktorów. Przez ten trzypiętrowa budynek z trzema salami wystawowymi w czasie tej krótkiej działalności przewinęło się olbrzymie towarzystwo twórców reprezentujące wiele form wypowiedzi artystycznej. Pomysłodawcami projektu byli znani gdańscy artyści Czesław Podleśny, Adriana Majdzińska oraz Andrzej Stelmasiewicz, animator gdańskiej kultury bez którego przedsięwzięcie nie doszłoby do skutku.

 


Właścicielem obiektu był gdyński przedsiębiorca, który dał wolną rękę na realizację projektu. Wielki wysiłek rezydentów, pozwolił ten mocno zaniedbany budynek doprowadzić do stanu używalności. Idea powstawania w Paryżu takich miejsc sztuki znana jest już od końca XIX wieku, wydaje się że po raz pierwszy zawitała do naszego kraju. Zorganizowana trochę na wzór - Villa des Arts na Monmartrze, dużego zespołu pracowni w których tworzyli Paul Cezanne, Francis Picabia i Henri Rousseau, czy najbardziej znanego legendarnego La Ruche, powstałego w 1902 roku, w którym pracował Marc Chagall, Amadeo Modigliani czy Marie Laurencin. Gdańska inicjatywa artystyczna mogła być realizowana dzięki wsparciu Fundacji Wspólnota Gdańska oraz zaangażowaniu wielu gdańskich artystów. Dziś ostatnie już oficjalne wydarzenie, którym była wystawa plakatów Andrzeja Stelmasiewicza, dobiega końca. Artyści żegnają się w swoich pracowniach ze znajomymi, a obecny właściciel budynku i terenu sopocka firma deweloperska NDI. SA szykuje się do wybudowania wielkiego apartamentowca na chlubę Gdańska. Jest więc odpowiedni moment do krótkiego podsumowania tej niezmiernie ciekawej i twórczej inicjatywy grupy gdańskich artystów.

 

Atelier WL4, Gdańsk ul. Wiosny Ludów

 


Z dr Adrianą Majdzińską i Andrzejem Stelmasiewiczem rozmawia Stanisław Seyfried.


- Można było przewidzieć taki koniec, tylko wydawało się, że nastąpi to nieco później. Wielka szkoda?
dr Adriana Majdzińska: Tak to prawda. Zabrakło postawienia „kropki nad i”, ale to doświadczenie będę wspominać latami, myślę, że nie da się w takiej formie tego powtórzyć. Przez te dwa lata odbyło się blisko sto wydarzeń artystycznych. Na finiszu mieliśmy po dwa w tygodniu, do ostatniej chwili staraliśmy się pokazać jeszcze artystów, którzy mieli zaplanowane swoje wystawy w późniejszym terminie. Cieszymy się, że udało się tyle zrobić i wykorzystać tę przestrzeń maksymalnie.

Andrzej Stelmasiewicz: To było zupełnie niebywałe wydarzenie, porządnie zorganizowane, działające zgodnie z prawem, a jednocześnie dające absolutną swobodę twórczą wszystkim artystom rezydentom. Tu nikt nikogo nie cenzurował, każdy czuł się swobodnie. Pod jednym dachem tworzyło często pięćdziesięcioro artystów i co ważne nie były zaangażowane publiczne pieniądze. Udowodniliśmy, że można stworzyć takie miejsce swoimi siłami.

 

Widok na WL4, od strony Muzeum II Wojny Światowej



28.11.2015, otwarcie WL4, rzeźby Adriany Majdzińskiej, "Siedem grzechów głównych"

 


- Tak, ale sam zostawiłeś tu trochę prywatnych pieniędzy i sił.
Andrzej Stelmasiewicz: Jedni są artystami, a drudzy animatorami kultury i gotowi są na różne wyrzeczenia. Ada Majdzińska, która wykłada na gdańskiej ASP, poza tym ma wiele obowiązków artystycznych, wiele czasu poświęciła kosztem swojej twórczości, tak samo Czesław Podleśny, on na swoją twórczość miał nieco więcej czasu, ale zostawili tu kawałek swojego życia.

 

Pracownia Czesława Podleśnego



Teatr "Błękitna sukienka"

 


- Które wydarzenia zapisały się najpełniej w pamięci?
dr Adriana Majdzińska: Trudno powiedzieć, bo było ich tak wiele, bardzo dobrych, dobrych i czasem nieco słabszych. Trudno je porównywać, każde było inne i każde niosło ze sobą zupełnie inny ładunek emocji artystycznych. Dużym wydarzeniem i mocno wykraczającym ponad przeciętność był wernisaż profesora Hugona Laseckiego wybitnego gdańskiego malarza i poety. Artysty, który zasłużył na odpowiednie docenienie swojej twórczości. Dużym, bardzo udanym wydarzeniem było również Międzynarodowa Konferencja Ceramiki Artystycznej, na której gościliśmy artystów z wielu krajów. Było pięknie, pod każdym względem również i towarzyskim. W ramach konferencji odbyły się też warsztaty i wypały, pogoda dopisała i mogliśmy pracować na zewnątrz w cudownej scenerii. Mocno w pamięci zapisały się wydarzenia związane z tworzeniem murali przez Mariusza Warasa na ścianach atelier WL4. Przez dwa lata to miejsce tętniło życiem. Gdy znalazłam je w 2013 roku budynek był ponury i obskurny. Dopiero gdy z Czesławem Podleśnym zaaranżowaliśmy w wynajętym pomieszczeniu własną pracownię zaczęliśmy go oswajać. Na początku wydawało się, że tu kończy się świat. Szybko okazało się, że tu jest tak samo blisko jak gdziekolwiek indziej, a widok i otoczenie są niesamowite. Te przepływające obok naszej galerii statki, wywoływały na każdym gościu mocne wrażenie. Jak się później okazało WL4 stało się ostatnim punktem spaceru nad Kanałem Motławy kończącym trasę prowadzącą od Zielonej Bramy. Dzięki temu trafiali tu turyści i spacerowicze, odwiedzało nas bardzo wiele osób zainteresowanych sztuką. Wykorzystaliśmy tę dogodność wystawiając nasze rzeźby na zewnątrz, jedną z instalacji zaprezentowali również zaprzyjaźnieni z nami artyści z Manchesteru.

Prof. Hugon Lasecki

 


- Na pewno dużą siłę przyciągania stanowił bardzo niski czynsz wynajmu pracowni.
dr Adriana Majdzińska: Przestrzeń ta przygotowana była przede wszystkim z myślą o artystach, a nie chałturnikach. Każdy z artystów płacił 300 złotych plus zużyty przez siebie prąd oraz podzielone na wszystkich rezydentów koszty wspólne. Chodziło o to, by wysokim czynszem, nie zmuszać ludzi do zarabiania za wszelka cenę, robienia produkcji i fuch. Te wszystkie działania, które z Czesławem robiliśmy też miały charakter społeczny. W tym czasie poznałam mnóstwo przesympatycznych ludzi. Koncentracja tak wielu pracowni uświadomiła ludziom wiele plusów tego typu działalności, teraz nie wyobrażają sobie pracy w odosobnieniu, tego rodzaju oddziaływanie na siebie pomaga w tworzeniu. To wielkie i wspaniale doświadczenie, które wszystkich nas wzbogaciło.

 

Promocja albumu prof. Marka Modela (na zdjęciu z lewej) i autor publikacji Kuba Karłowski



Ostatnie wydarzenie w Atelier WL4. Wystawa plakatów Andrzeja Stelmasiewicza

 


- Mnie poruszyły dwie publikacje, przygotowane przez grafika Kubę Karłowskiego, a wydane przez wydawnictwo „Wspólny stół” obie poświęcone ludziom mocno związanym z WL4 i tu po raz pierwszy zaprezentowane. Myślę o albumie dedykowanym Twojej twórczości i Czesława Podleśnego, a także drugiej publikacji poświęconej profesorowi Markowi Modelowi.
dr Adriana Majdzińska: To była niesamowita przygoda, te wyjątkowe publikacje wywołały olbrzymie wrażenie. Tu należą się wielkie podziękowania Andrzejowi Stelmasiewiczowi i wydawnictwu „Wspólny stół”. Nasze rzeźby dla Kuby były tylko inspiracją do stworzenia fantastycznej opowieści o naszej twórczości. Kuba wykazał się wielkim warsztatem i poczuciem eleganckiej estetyki. Jego pomysły zadziwiły nas.

 

Autorzy przedsięwzięcia. Od lewej: Czesław Podleśny, Ada Majdzińska, Andrzej Stelmasiewicz

 


- Mnie również, czego dałem dowód w tekście „ Kuba Karłowski – Espace”, ale już na zakończenie - czy Gdańsk odczuje brak takiego miejsca?
Andrzej Stelmasiewicz: Wydaje się, że nie. Codziennie to powtarzam - Gdańsk jest miejscem cudownym i przeklętym. Cudownym, bo wydarzeń kulturalnych i artystycznych jest bez liku, dzieje się jednocześnie mnóstwo imprez, jednocześnie jest przeklętym, bo człowiek zainteresowany sztuką codziennie musi dokonywać wyborów. Staje się to bolesne. Ta gonitwa doprowadza do tego, że wiele spraw nie zauważamy. Wiele osób nawet tu nie było, a nawet pewnie nie słyszało nigdy o WL4 , także świat nie zawali się, a dalej będą rodziły się piękne nowe rzeczy. Oczywiście dla nas , którzy to stworzyliśmy i dla ludzi którzy tu przychodzili, wieka szkoda. Pozostanie to na zawsze w naszej pamięci, będziemy wspominać. Być może, że w jakiejś innej formie ta przygoda wróci, może już niedługo.

dr Adriana Majdzińska: Słuchałam ostatnio reportażu w radio o powstającym podobnym miejscu w Nowej Hucie, co mnie bardzo cieszy. Ale ja mam nadzieję, że znajdzie się ktoś odważny i powtórzy ten fenomen raz jeszcze w Trójmieście.

fot. Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam