Krystyna Jacobson - nestorka sopockiego malarstwa

Prawdopodobnie należy do najstarszych żyjących studentek prof. Artura Nacht Samborskiego - wybitnej postaci polskiej sztuki i jednej z czołowych osobowości rodzącej się po wojnie malarskiej uczelni w Sopocie. Ona zaś pojawiła się w niej na początku listopada 1945 roku na rozmowie z Januszem „Jastem” Strzałeckim, pierwszym dyr. Instytutu Sztuk Plastycznych w sopockiej Willi Bergera przy ul. Obrońców Westerplatte 24. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że rozmawia z kapistą pochodzącym z paryskiej szkoły Józefa Pankiewicza. Jednak ta rozmowa była początkiem. Tym sposobem rozpoczęła nowe życie w tym niesamowitym miejscu określanym przez samych studentów małym Paryżem, w atmosferze europejskiego kurortu, w duchu sztuki na miarę akademickich ośrodków przedwojennego Krakowa czy Lwowa.


Jej codzienne życie jednak nie zawsze wypełnione było sztuką, bo uzupełniała je proza życia, rodzenie kolejnych dzieci, śmierć najbliższych, czy społeczna praca. W pewnym momencie wydawało się, że historia zapomniała o Krystynie Jacobson – sopockiej malarce, twórczyni znakomitych gobelinów, kołtryn czy kompozycji na tkaninie. Co prawda widziana była na siedemdziesięcioleciu Akademii Sztuk Pięknych w sopockim klubie „Sfinks 700” historycznym miejscu dla uczelni, ale jej prac tam nie pokazano. Jeszcze wtedy żył prof.Władysław Jackiewicz, kolega z roku, pierwszego roku w historii szkoły. Pamiętam ściskające gardło zakończenie jego przemówienia „DZIĘKUJĘ SOPOCIE”. To podziękowanie za niesamowitą atmosferę, klimat stworzony przez sopockich profesorów, za możliwość zdobycia olbrzymiej wiedzy, która wielu ówczesnych studentów wyniosła na artystyczne szczyty, za aurę, która w historii polskiego życia artystycznego już się nigdy nie powtórzyła.

Krystyna Jacobson, "Sopocki zaułek", olej, płótno


Pani Krystyna jest najstarszą absolwentką dziś już akademii, nadal malującą. Jej indeks ma numer 41, jej kolega z roku Kazimierz „Kachu” Ostrowski posiadał indeks z numerem 28, a Roman Usarewicz numer indeksu 46, i oni właśnie podarowali jej w szkole pierwsze pędzle do malowania. Był to pierwszy semestr w nowo powstałej uczelni, rok wybitnych artystów polskiej sztuki, bo poza nimi studiowali jeszcze między innymi prof. Rajmund Pietkiewicz czy Józef Łakomiak, absolwenci przedwojennej Pomorskiej Szkoły Sztuk Pięknych Władysława Szczeblewskiego w Gdyni.
Życie artystyczne Krystyny Jacobson było bardzo bogate, ale ze względu na różnego rodzaju przypadki życiowe, nie pozbawione było przerw. Myślę, że to mogło być powodem pomijania jej w wielu publikacjach dotyczących wybrzeżowej sztuki, choć była jedną z najbardziej uzdolnionych studentek prof. Samborskiego. Profesor jej rozwój malarski prowadził bardzo delikatnie, nie bardzo ingerując w osobowość. Jego skrzypiące buty i uderzanie papierosem o papierośnicę, uświadamiało podczas malowania, że stoi za plecami i obserwuje rozwój kompozycji. Zdarzało się, że gdy pani Krystyna miała jakiś problem on bez komentarza kazał jej malować dalej, a gdy znalazła rozwiązanie przywoływał innych studentów i wskazywał na jej rozwiązania kolorystyczne. Wyczucie koloru i smaku było charakterystyczne dla młodej studentki.

Krystyna Jacobson, "Modrzewiowa aleja", olej, płótno, grunt emulsyjny


Mając 18 lat i nie bardzo jeszcze znając dzieła postimpresjonistów, operowała kolorem jak doświadczona artystka. Jej talent był nieprzeciętny. Czy wynikał on li tylko z obserwacji natury? Czy może beztroskie dzieciństwo w zamożnym ziemiańskim domu, w otoczeniu wielu pięknych przedmiotów, książek i obrazów również miało na to wpływ? Może jakąś rolę w kształtowaniu jej smaku, doborze i zestawianiu barw odegrał też dom jej pradziadka Stanisława konesera wszelakiego piękna, rezydującego w Brzyskach koło Jasła?

Krystyna Jacobson, "Zapomniane miasto", 1974, olej, tektura


Wojenne zdarzenia doprowadziły do opuszczenia rodzinnej posiadłości w Małopolsce i osiedlenia się wraz z rodzicami i bratem w Sopocie, a małżeństwo z Jerzym Jacobsonem pochodzącym z szacownej i znanej na Pomorzu rodziny, przyspieszyło jej wejście w dorosłe życie. Pochodzenie małżonków z czasem pomagało, ale też nakazywało wzmożoną ostrożność, bo były to czasy burzliwe i zmienne. Życie wtedy wymagało zmiany przyzwyczajeń, troski o rodzinę, mamę, męża, dzieci.

Krystyna Jacobson, "Wieczór", olej, płótno


W latach znienawidzonego socrealizmu, sztuka zeszła na drugi plan, a jej prace ugrzęzły gdzieś na UB. Mimo to do roku 1955 kiedy to po kilku urlopach udało się ukończyć studia, nauka przebiegła dość spokojnie. To wynik rodzinnej atmosfery na uczelni. Stosunki profesorów i studentów układały się wzorowo – wszyscy pomagali sobie wzajemnie. Ludzie szczęśliwi po przeżyciu wojny, podejmowali wielkie wyzwania między innymi przy odbudowie Gdańska. Wszystko wydawało się proste, a jakiekolwiek przeciwności nie stanowiły problemu. Rygory socrealizmu też były do obejścia – a to „zaangażowanym” tytułem obrazu, a to mało znaczącym elementem charakterystycznym dla estetyki realizmu socjalistycznego. Dokuczliwe było ciągłe sprawdzanie obecności i szkicowanie zamiast miękkim węglem, twardy ołówkiem.

Krystyna Jacobson, "Scena biblijna", olej, płótno


To wtedy powstał termin „szkoła sopocka”, ukuty przez władzę dla zaznaczenia odmienności tutejszych malarzy, wiernych zasadom prawdziwej sztuki.


Wyczucie koloru i abstrakcyjne myślenia w twórczości Krystyny Jacobson to zasługa Artura Nacht Samborskiego, umiejętność kompozycji brył i płaszczyzn to zasługa Józefy Wnukowej. To oni ukształtowali myślenie młodej studentki, która dość szybko stwierdziła, że jej przeznaczeniem są gobeliny, tkactwo, wielkoformatowe tkaniny i witraże, choć zawsze marzyła o malarstwie ściennym. Nie ubiegała się o przyjęcie na ten wydział, ponieważ utarło się, że przyjmują tam tylko mężczyzn i to tych najlepszych. Co ciekawe, asystentką prof. Jacka Żuławskiego, była kobieta, Basia Massalska, która swymi pracami udowodniała, że był to słuszny wybór.

Krystyna Jacobson, "Epitafium dla chrząszcza", gobelin, sznurek, wełna, rafia


Dyplom złożyła w pracowni Józefy Wnukowej, u której specjalnością była tkanina. W każdym razie malarstwo było podstawą jej myślenia o sztuce, utorowało drogę do głębszego wniknięcia w jego możliwości.


Krystyna Jacobson w 1951 roku przystąpiła do organizowanego Zakładu Artystyczno-Badawczego Tkaniny przy Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Pięknych w Gdańsku z siedzibą w Sopocie. Jego pomysł zrodził się nieco wcześniej, a impulsem było przywiezienie przez Józefę Wnukową ze Stanów Zjednoczonych technologii druku sitowego oraz założenie przez prof. Juliusza Studnickiego pracowni kołtryn. Pracowali w nim absolwenci wydziału tkaniny PWSSP, dla których było to niejako pogłębienie studiów.

Krystyna Jacobson, "Pejzaż zielony II", 1976, z cyklu "Frombork", olej, płótno


To zapotrzebowanie chwili na tkaniny artystyczne (zasłony, tkaniny obiciowe, kołtryny, makaty) stało się po pewnym czasie specjalnością uczelni. Sopockie tkaniny dekoracyjne, znane na całym świecie wykorzystywane były przy restauracji Pałacu w Gołuchowie i Książu, a zwieńczeniem było przygotowanie już w późniejszych latach i nadzorowanie przez Józefę Wnukową i Magdalenę Usarewicz pracy nad gobelinami zamówionymi przez Filharmonię Bydgoską. Sopockie tkaniny artystyczne stały się wówczas bardzo modne. Obok Krystyny Jacobson nazwiska jej koleżanek: Bernardy Świderskiej, Zuli Polasińskiej, Danuty Droździeckiej, małżeństwa Strzeleckich, Anny Wójcik, Gizeli Bachtin Karłowskiej powinny zostać zapamiętane, tworzyły bowiem historie gdańskiej PWSSP.

Krystyna Jacobson


Głównym nurtem twórczości pani Krystyny po zakończeniu studiów stały się tkaniny monumentalne realizowane w dużych przestrzeniach. Artystka jest autorką wielu instalacji kościelnych m.in. w Bazylice NMP w Gdańsku(Millenium Chrztu Polski - 1966) w katedrze oliwskiej, kościele p.w. Chrystusa Króla w Gdańsku, ale też estradowych (Pop Session - 1979-80). Jednak ta jej ostatnia wystawa prezentowana do 3.10. 2018 roku w Galerii ZPAP przy ulicy Mariackiej 46/47 unaocznia prawdziwe możliwości jej sztuki. Przenosi nas do źródeł talentu, do natury, która wydaje się stworzyła jej wyobrażenie malarskie na miarę polskiego koloryzmu. Koloryzmu, który już tylko spotkać możemy u artystów wykształconych w tamtych czasach. Jako żywo staje mi przed oczami manifest kapistów Jana Cybisa mówiący m.in. o kolorze powstającym na płótnie dopiero przez kontakt z innym kolorem. Myślę, że to tu tkwi cała tajemnica malarstwa Krystyny Jacobson, którą zauważył na początku studiów jej profesor Artur Nacht Samborski.

Stanisław Seyfried

Komentarze
Ta witryna korzysta z plików cookie. W ustawieniach swojej przeglądarki internetowej możesz w każdym momencie wyłączyć ten mechanizm. W celu pozyskania dodatkowych informacji na ten temat zobacz informacje o cookies.
OK, zamykam