Artykuły

Poszukujący natchnienia dla swojej sztuki, malarze już od połowy XIX wieku, penetrowali miejsca nadające się do tworzenia na łonie natury. Nurtująca ich odwieczna tajemnica życia i śmierci, początku i końca, świtu i zmierzchu w warunkach plenerowych działała z wielką siłą na wyobraźnię. Malowanie z natury, kontemplacja krajobrazu wywoływała prawdziwą żarliwość tworzenia. Szczególną popularnością cieszyły się wioski położone nad morzem, jednak najbardziej znaczącym miejscem dla rozwoju europejskiego malarstwa pejzażowego było Barbizon położone między Paryżem a Fontainebleau, gdzie malowali między innymi: Rousseau, Corot, Millet, Doubigny, Troyon, Szermentowski. Takich kolonii w Europie powstawało coraz więcej, a najważniejszymi wówczas były: Worpswede, Dachau, Pont- Aven, wyspa Sylt, Skagen, oraz położone nad Bałtykiem: Arhenshoop, Połąga, z czasem Sopot i Nida.

Z wielką przyjemnością obejrzałem wystawę „Pejzażowe koncepcje Malarskie Powiatu Malborskiego”. Myślę, że ten pokaz zobaczyć muszą wszyscy Ci, którzy choć trochę czuja się związani z tym regionem. Niby monotonnym, płaskim, nudnym pod względem krajobrazowym, gdzie trudno zachwycać się oryginalnością pejzażu. A jednak, w malarskiej prezentacji Żuławy stają się fascynujące i to nie dlatego, że malarze sięgnęli po różne koncepcje artystyczne, ale dlatego, że to kraina obdarzona bardzo ciekawą i bogatą historią.

Siłę swojego malarstwa Andrzej Socha, gdański artysta, czerpie z głębin talentu, intelektu i smaku. Żadne style, prądy czy kierunki nie miały wpływu na jego twórczość. Tak sam deklaruje i jak mówi jego widzenie sztuki rodziło się w zaciszu i zakamarkach artystycznej świadomości, którą starał się odseparować od zewnętrznego świata.

Ostatnie zamieszanie wywołane przez urzędnika reprezentującego władze Gdańska, a dotyczące komercjalizacji parku, spowodowało moje odszukanie jednego z najciekawszych tekstów poświęconych wyjątkowej w tej części Europy botanicznej enklawie. Sięgnąłem po bardzo interesującą publikację, wydaną w 1957 roku przez Gdańskie Towarzystwo Naukowe. „Odwiedziny Gdańska w XIX wieku”. Autorka wielce zasłużona dla Gdańska, zmarła w 1990 roku bibliotekarka, historyk, Irena Fabiani-Madeyska, zebrała relacje, wspomnienia, dzienniki, zapisane wrażenia polskich XIX-wiecznych osobowości, historyków, pamiętnikarzy, pisarzy i autorów korespondencji prasowych.

Splot wielu szczęśliwych okoliczności był początkiem zawiązania się wydarzenia jakim było ukazanie się albumu „Espace – Adriana Majdzińska & Czesław Podleśny”. Wszystkie te zdarzenia podszyte są pewną metafizyczną konotacją, którą w tytule ująłem dość magicznie. Jak bowiem wyrazić nagłe pojawienie się w gdańskiej przestrzeni artystycznej atelier „WL-4” przypominającego jako żywo paryski „La Ruche”, czy jego pomysłodawców.

Początek XIX wieku w malarstwie to czas ścierania się dwóch poglądów - klasycystycznego i romantycznego. Klasycyzm - to prymat rozumu. W sztukach pięknych odwoływał się do rysunku i linearyzmu. Wzorem był antyk. Romantyzm natomiast głosił ideę geniuszu artysty, emocjonalność, wrażliwość i siłę ekspresji barw i środków wyrazu. W takiej atmosferze powołana została w Gdańsku Królewska Szkoła Sztuk Pięknych i Rzemiosła Artystycznego (1804).

Od czerwca grupa gdańskich artystów pracuje w starej przedwojennej kamienicy usytuowanej tuż nad kanałem Motławy przy Starym Nabrzeżu Szkut (Schuitenstag), obok budującego się Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Adaptują tam pomieszczenia starej piekarni „Germania” pamiętającej początki poprzedniego wieku. Przygotowują autorskie pracownie malarskie, rzeźbiarskie, fotograficzne oraz miejsca prób dla muzyków i aktorów.

Krzysztof Izdebski-Cruz i Ryszard Kowalewski, dwóch doświadczonych twórców gdańskiego Związku Polskich Artystów Plastyków, otrzymało specjalne Nagrody Marszałka Województwa Pomorskiego - Mieczysława Struka. List gratulacyjny przekazał Władysław Zawistowski – Dyrektor Departamentu d/s Kultury Urzędu Marszałkowskiego. Wyróżnienie przyznane zostało za konsekwencję w posługiwaniu się tradycyjnym warsztatem malarskim i utrzymaniem w swojej sztuce klasycznych rozwiązań kanonu piękna, ponadto za działalność społeczną na rzecz gdańskiego środowiska plastycznego.

Przeżywanie sztuki w pewnym stopniu zaspokaja zapotrzebowanie na doświadczenia wykraczające poza codzienne potrzeby, dostarcza nowych bodźców wrażliwości twórczej, wyzwala siły duchowe, pogłębia życie uczuciowe. Takiej afirmacji ostatnio doznałem, a nie często się to zdarza, podczas wystawy rzeźb prof. Jerzego Fobera w kartuskiej Galerii Refektarz.

Po części zagadkowe, ale i intrygujące, tajemnicze, rozwiewające się w filozoficzno- religijnym pięknie prace rzeszowskiego malarza prof. Stanisława Białoglowicza wypełniły w liczbie 78 sale wystawiennicze Oddziału Sztuki Nowoczesnej Muzeum Narodowego w Gdańsku. Ekspozycja jest zwieńczeniem przyznania Stanisławowi Białogłowiczowi nagrody im. Kazimierza Ostrowskiego.

Galeria Jednego Dzieła, to miejsce niezwykłe i jedyne w swoim rodzaju. Przychodząc zapłacić rachunek za gaz, zupełnie bezwiednie możemy natknąć się na wiszący w holu obraz, dzieło sztuki namalowane często przez znakomitego artystę malarza. To inicjatywa Fundacji „Wspólnota Gdańska”. Galeryjka mieści się w siedzibie firmy PGNiG przy ulicy Wałowej w Gdańsku. Już od pewnego czasu w miejscu raczej nie wskazującym na galerię można naprawdę zobaczyć wspaniałe malarstwo. Ostatnio sam uczestniczyłem w pokazie obrazu znakomitego Witka Pyzika z Paryża czy obrazu gdańszczanki Danuty Joppek. Tym razem swoje dzieło prezentuje znany polski alpinista, himalaista, malarz Ryszard Kowalewski.

W ubiegłym tygodniu obiecałem rozwiązanie zagadki dotyczącej autorstwa zespołu obrazów drogi krzyżowej Kościoła Cystersów w Oliwie. Nie trwało długo jak Ojcowie Cystersi na moją prośbę sięgnęli do kroniki kościelnej i dotarli do rozwiązania tajemnicy. Właściwie nie wiadomo dlaczego do tej pory niewyjaśnionej. Już pierwszy ogląd dzieła znamionował artystę, malarza dużej klasy. Przypuszczałem, że może być to jeden z miejscowych artystów szkoły sopockiej, bowiem kolorystyczne malarstwo powojennego okresu tworzone na Wybrzeżu do połowy lat 50-tych wyraźnie na to wskazywało. Okazało się jednak, że tym malarzem jest poznański kolorysta, dziś już wielka postać polskiej sztuki Wacław Taranczewski (1903-1987).

Katolicka społeczność Oliwy, w tych dniach obchodzi 70-tą rocznicę powrotu Ojców Cystersów do Oliwy. Oliwska Parafia Matki Bożej Królowej Korony Polskiej specjalnie na tę okazję wydała bardzo ciekawą broszurkę, której autorem jest jej proboszcz Ojciec Albin Jarosław Chorąży. Długoletnim proboszczem parafii był Ojciec Bogumił Władysław Nycz odprawiający msze do dzisiaj, będący kontynuatorem pamiętanego i wspominanego do dziś w Oliwie o. Placyda oraz br. Franciszka.

Kolejny felieton przygotowany tym razem na jubileuszowe wydanie „Gazety Gdańskiej”, skłonił mnie do wyszukania specjalnego tematu i taki też temat miałem. Okazało się jednak, że w ostatniej chwili, niespodziewanie podczas krótkiego pobytu w Warszawie pojawił się nowy pomysł, mocno związany z moimi ostatnimi tekstami. Wcześniej miałem pisać o powojennej gdańskiej sztuce malarskiej widzianej oczami lekarza, polityka, osoby na Wybrzeżu znanej. Oczywiście do sprawy wrócę za tydzień. Traf zrządził, że spotkałem w warszawskim Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, osoby związane z przedsięwzięciem któremu ostatnio poświęciłem kilka miesięcy pracy przy przygotowywaniu wystawy „Szkoła Sopocka - między sztuka a polityką”.

Pasją była, jest i pewnie zawsze będzie medycyna i polityka. „Polityka i medycyna” to również tytuł książki Barbary Krupy Wojciechowskiej, wydanej w 2004 roku. Dziś niedostępnej, choć wielu pragnęłoby ją przeczytać. Wygląda na to, że w dzisiejszych czasach mogłaby zostać bestsellerem. Nie udało mi się jeszcze dotrzeć do niej, ale jestem blisko i tak naprawdę nie wiem czy jest w niej słowo o sztuce, trzeciej pasji pani profesor, o której wiedzieli tylko najbliżsi.

Raz do roku przypominamy sobie tego wybitnego malarza, a to za sprawą przyznawanej od 2001 roku nagrody jego imienia. Prestiżowa statuetka Marsjasza to jedna z ważniejszych polskich nagród w dziedzinie malarstwa. Przyznawana jest najwybitniejszym postaciom polskiej sztuki malarskiej. Przypomnę tylko, że laureatką pierwszej edycji konkursu im. Kazimierza Ostrowskiego była Teresa Pągowska, a ostatniej Jarosław Modzelewski.

Trzecia pośmiertna wystawa prof. Rajmunda Pietkiewicza jest pewnym dopełnieniem o prace graficzne i akryle jego nielicznych wystaw. Namalowane po wycieczkach na Wyspę Sobieszewską i Olszynkę nieznane prace akrylowe stanowią niezaprzeczalną wartość i są dowodem na to, że w twórczości artysty cały czas jest jeszcze coś do odkrycia. Nadal pozostają nieznane chociażby jego pastele tworzone w roku 1960 na Krymie. Jedynie wielkiej determinacji dr Zofii Watrak zawiadującej Galerią Refektarz i rodziny możemy zawdzięczać tę znakomitą wystawę.